czwartek, 23 lutego 2012

To juz jest koniec...i bomba! Kto nie czytal ten traba! :)

Taka podroz pozwala dostrzec, jak wielu cudownych ludzi jest wokol nas! :):):) Wiele osob niepokoilo sie brakiem postow z Japonii. Wiele osob przyszlo z pomoca, kiedy zapytalismy o wynajem mieszkania. Wiele osob dodawalo otuchy w ciezkich chwilach, ktorych tez nie brakowalo.

Dziekujemy za wszystkie komentarze!

KOCHANI BARDZO DZIEKUJEMY, ZE PODROZOWALISCIE Z NAMI PRZEZ TE 4 MIESIACE!! :):):)





Powitanie w domu :)
Fajnie jest wracac!

P.S. Chcielibysmy uciac spekulacje i oficjalnie zakonczyc zaklady, ktore zawarliscie. Oswiadczamy, ze nie zareczylismy sie na wyjezdzie :)

Japonia- wracamy do domu :)

Ktoregos dnia w Tokyo bylismy na osmym pietrze ogromnego sklepu z elektronika, kiedy oboje poczulismy drzenie. Bylo to bardzo wyrazne drzenie..zeby nie powiedziec trzesienie ziemi? Kiedy zauwazylismy ruszajace sie lampy i obrazki na scianach w knajpie na przeciwko, dotarlo do nas, ze to nie nasza bujna wyobraznia, ale faktycznie trzesienie ziemi!! Chcialam uciekac na parter, ale spojrzelismy na ludzi wokol nas. Nikt nie zareagowal :) Chwile po ostatnim wstrzasie przez megafon podano po japonsku komunikat.  Uwaznie obserwowalismy, czy ludzie nie rzuca sie do ucieczki, ale nie.. :) Takie atrakcje to w Japonii norma. Tak wygladalo nasze pierwsze i mamy nadzieje ostatnie trzesienie ziemi.

Ostatniego dnia w Tokyo mielismy spotkac sie z przyjaciolmi Panstwa Sakamoto. Pan Teruo i Pani Miyuki zaprosili nas na pyszny lunch a nastepnie na herbatke i ciacho. Nie mielismy wiele czasu, poniewaz jeszcze przed wieczorem chcielismy dotrzec 130 km dalej do Takasaki. Po raz kolejny naszym japonskim znajomym udalo sie nas zaskoczyc! Panstwo Nagasima zaproponowali,ze zawioza nas swoim samochodem do Takasaki!! Nie chcieli sluchac naszych protestow, ze to za daleko. Odparli, ze zrobia sobie wycieczke za miasto :) Nie wiemy czym sobie zasluzylismy, ze dane nam bylo spotkac takich ludzi na naszej drodze :) Wieczorem po bardzo milym dniu spedzonym z panem Teruo, jego zona Miyuki i ich synem dotarlismy do Takasaki. Spodziewalismy sie prowincjonalnego miasteczka. To co zobaczylismy przeszlo nasze najsmielsze oczekiwania. Japonska prowincja bardziej przypomina centrum Warszawy niz male miasteczko :)
W parasolce powieszonej przed wejsciem do mieszkania, czekal na nas klucz zostawiony przez naszego nowego hosta Wade'a. Wade jest Kanadyjczykiem od 5 lat mieszkajacym w Japonii. Jest tez praktykujacym weganinem. Tak wiec wieczor uplynal nam na pogaduchach na ciekawe tematy. Wade przedstawil nam Japonie i Japonczykow widziana oczyma obcokrajowca. Porownywalismy nasze obserwacje i wrazenia. Nastepnego dnia udalismy sie do onsenu Kamikawa, czyli do goracych zrodel. Japonia to kraj wulkanow a wiec i goracyh zrodel. Laznie sa oddzielne dla kobiet i dla mezczyzn. Woda w basenach dochodzila do 40 stopni. Tak wiec po jakims czasie nawet takie zmarzluchy jak ja odwazyly sie wyjsc do basenu na dworzu. Na zewnatrz bylo niecale 4 stopnie powyzej zera. Takie gorace zrodla to swietne miejsce na sobotnie popoludnie. Cudownie sie zrelaksowalismy :)
Nastepnego dnia czekal nas ciezki dzien. Mielismy przejechac prawie 600 km na stopa z Takasaki do Osaki. Japonczycy kiedy o tym slyszeli robili wielkie oczy ze zdumienia. Plan moze nie byl latwy, ale zupelnie realny do zrealizowania. Wade przygotowal dla nas tablice po japonsku :) Ja jak zwykle niepotrzebnie sie zamartwialam o wszystko :) Niedzielny poranek przywital nas pieknym sloncem i temperatura powyzej zera, co optymistycznie napawalo przed tak dluga podroza. Jak juz nie raz pisalismy, najtrudniejsze w podrozowaniu na stopa jest dostanie sie do pierwszej service area na autostradzie. Tak bylo i tym razem. Utknelismy na 2,5 h w miejscu, gdzie ruch byl bardzo maly. W pewnym momencie podjechala jakas ekipa narciarska. Niestety byli calkowicie zaladowani.  Dosc dlugo stali na tym parkingu. Po ok 40minutach podeszly do nas 2 dziewczyny i dajac slodycze na dalsza droge zagadaly, dokad zmierzamy :) To niewiarygodne! Chcielibysmy wierzyc, ze i w Polsce mozliwa jest taka bezinteresowna zyczliwosc :)
W koncu udalo nam sie wydostac! Zaledwie 2 kilometry dalej od miejsca w ktorym stalismy, byla service area z prawdziwego zdarzenia. Tym razem poszlo juz znacznie szybciej. W ciagu niecalych 2h bylismy juz w okolicach Tokyo. Na kolejnej stacji service area, podszedl do nas Japonczyk tlumaczac cos po japonsku :) Jakims cudem udalo nam sie porozumiec, ze Pan jedzie prawie do samej Osaki, czyli moze nas podrzucic ponad 300km. Jakiez bylo nasze zdziwienie, kiedy okazalo sie, ze Pan podrozuje z trojka malych dzieci a samochod byl.. piecioosobowy. Na przednim siedzeniu siedzial w foteliku ok 3letni chlopiec. Z tylu natomiast  siedzielismy my i dwie dziewczynki. Starsza (ok 9lat) trzymala na kolanach mlodsza (ok 5lat). Nie moglismy uwierzyc, ze beda tak jechac 3h! Proby dogadania sie z kierowca spelzly na niczym. Pan nie znal ani slowa po angielsku. Bylismy zszokowani, jak grzeczne byly te dzieciaki. Byly cichutko. Nie marudzily, mimo ze dziewczynkom na pewno nie bylo wygodnie. Po ok 2h dzieciaki sie ozywily i zaczely z nami rozmawiac po japonsku :) Dziewczynki zaczely mnie nasladowac i przedrzezniac smiejac sie przy tym radosnie. Trzymaly mnie za rece, ogladaly kolczyki, dotykaly nosa :) Liczylysmy po angielsku i spiewalysmy piosenke o alfabecie. Tak spedzilysmy ponad godzine, nie rozumiejac sie nawzajem zupelnie :) Na koniec po pozegnaniu sie, kiedy szlismy juz do budynku service area, starsza dziewczynka podbiegla do mnie i ciagnac na reke zaprowadzila z powrotem do samochodu. Jak sie okazalo, chodzilo o zrobienie zdjecia pozegnalnego :) Po 14h podrozy tuz przed polnoca udalo nam sie dotrzec do Osaki, gdzie na stacji juz czekal na nas Pan Michiaki :) Po raz kolejny zabral nas do siebie do domu. Pani Kazue mimo poznej pory przygotowala fantastyczna kolacje! :) Fajnie bylo spotkac ich po raz kolejny! :) Panstwo Sakamoto juz sie przygotowuja do przyjazdu do Polski :) Pokazywali nam polaczenia lotnicze, hotele, film o Auschwitz. Nastepnego dnia odwiezli nas na lotnisko, mimo ze jest ono oddalone o jedyne 80 km od ich domu! :) Wiedzielismy, ze czeka nas dluga podroz, ale przez te zmiany czasu nie wiedzielismy dokladnie jak dluga. W pierwszym samolocie z Osaki do Kuala Lumpur spedzilismy 7h. Zaczela sie noc. W KL czekalismy 2h, po czym o 1 w nocy wsiedlismy na poklad samolotu do Paryza. Zarowno o 9 rano jak i o 11 rano nadal bylo ciemno :) To byla najdluzsza noc w naszym zyciu. Budka Suflera spiewa, ze "po nocy przychodzi dzien". Chcielismy w to wierzyc. W koncu, po 18h nocy zaczelo switac :) W Paryzu wyladowalismy o 7 rano. Szybko dalo sie odczuc, ze nie jestesmy juz w Azji. Pani w biurze informacji na lotnisku doprowadzila mnie do lez. Potraktowala mnie okropnie! Ot taka czysta, bezinteresowna niezyczliwosc! Musze przyznac, ze odwyklismy od takiego traktowania. (Gdyby ktos kiedys potrzebowal informacji, jak sie przemiescic miedzy lotniskami w Paryzu, chetnie pomozemy, zebyscie nie musieli rozmawiac z ta opryskliwa pania przez male p)
Na styk udalo nam sie dotrzec do miejsca, skad odjezdzal bus na lotnisko. Kolejne 2,5h godziny i  wyladowalismy w Katowicach. To tez niewiarygodne, ale nasz przyjaciel Domino chcial po nas wyjechac samochodem do Katowic!! :) Znowu zrobilo sie cieplo w naszych serduszkach :) Widac aniolki sa nie tylko w Japonii :) Niestety za pozno odebralismy jego wiadomosc. Po wyladowaniu w Katowicach zaczelo sie nerwowe poszukiwanie karty platniczej. Nigdzie nie moglam jej znalezc..a zlotowek przeciez nie mielismy. Po ok. pol godzinie poszukiwan, zrezygnowani stwierdzilismy, ze wyplacimy kase z karty kredytowej. Szybkiem krokiem wyszlismy ze strefy szukajac wzrokiem bankomatu, gdy nagle..naszym oczom ukazali sie rodzice Karola!! :D Nasze zmeczone umysly na poczatku mialy problem z ogarnieciem co sie dzieje. Skad sie wzieli rodzice? Gdzie my jestesmy?? Dlaczego samolot wyladowal w Warszawie? Czy to Warszawa czy Katowice?!? :D Chwile nam zajelo, zanim zrozumielismy, ze rodzice specjalnie przyjechali do nas z Zakopanego, gdzie spedzali urlop!!! :):):) Podrzucili nas na pociag. Po kolejnych 2h w Warszawie odebraly nas siostry! :) Dostalismy piekne kwiaty a Ewelina upiekla przepyszne ciasto!

Zabawki dla doroslych Japonczykow.
 Schemat linii metra w Tokyo. Maja kilka stacji wiecej niz w Warszawie... :)
 Architektura miejska.


 Android - humanoid - Asimo.

 Honda!
 F1
 Tokyo tower - podrobka Eiffla
 Znalezlismy go w McDonald's :)
 Ktory to Grzesiek?
 Zupa Ramen - oddzielnie makaron, oddzielnie zupa :)
 Dr G.
 
 Ciastko zielono-herbaciane podawane na symfonii Beethovena.
 Pani Miyuki i kaligrafia.
 Happy tri friends.
 W czasie trzesienia ziemii... serio!
 Fotele masujace.
 Symulatory wypadkow samochodowych. Czad!

 Siedziba lozy masonskiej.

 Shibuya - najwieksze na swiecie przejscie dla pieszych.

 Pacinko czyli Japonskie kasyno. Nie ma ochrony, zetony ludzie klada w korytarzu w koszykach i nikt im tego nie kradnie!
 Bedziemy operowac!
 Prof. Hikaru
 Sesese! :)
 Najpierw rozeznanie w sytuacji na iPadzie. Mamy tu transmisje na zywo ze stolu operacyjnego!
 Laryngoskop z kamera ze swiatlowodem (torem wizyjnym). Rowniez wyposazony w WiFi.
 Podreczne USG.

 Ramen.
 Sumoki.

 Paczka niespodzianka! Zgadnijcie co jest w srodku?
Pan Teruo i Pani Miyuki.
Co z ta Polska?
 Klucz w parasolce.
 Kolacja przy ogrzewanym stoliku.
 Genialny host CouchSurfer! Wade z Kanady.

piątek, 17 lutego 2012

Japonia- anioly i roboty

Przelot z Indonezji do Japonii byl ciezkim przezyciem. W jednej chwili temperatura z +40 st C spadla do 0 st C. Na dodatek zaczelo mocno padac, co potegowalo przerazliwe uczucie zimna. Minal juz ponad tydzien a w tej kwestii niewiele sie zmienilo..nadal bardzo marzniemy. Nalezy sie tylko cieszyc, ze nie wracalismy do domu prosto z Indonezji, bo 60 stopni roznicy temperatur jest chyba nie do przezycia.

Japonia zaskakuje na kazdym kroku, szczegolnie kiedy przylatuje sie z panstw poludniowo- wschodniej Azji. Nasze pierwsze wrazenie mozna by porownac do tego z Singapuru. Wszystko dobrze zorganizowane, mnostwo udogodnien, wszedzie czysto i bezpiecznie. Japonia to kolejny kraj, gdzie miejsce w kawiarni zajmuje sie zostawiajac na krzesle torebke lub Iphona na stoliku:) Trudno w to uwierzyc po naszych ostatnich przygodach w pociagu do Jakarty.

Nie uwierzycie, co zrobilo i nadal robi tu na nas ogromne wrazenie. Cieple, "spiewajace" deski klozetowe to dla nas absolutny hit! :) Nawet w toaletach publicznych deski sa podgrzewane! :) Jest tez kilka opcji do wyboru, np. w damskich toaletach naciskajac na konsoli sedesu znak nutki, wlacza sie dzwiek spuszczanej wody, ktorego glosnosc mozna dowolnie regulowac :) Mozna tez wybrac funkcje bidetu lub spryskania posladkow perfumami :) (patrz zdjecia). 

Jadac do Japonii wiedzielismy o czekajacej nas tam barierze jezykowej. Rzeczywiscie Japonczycy dosc kiepsko mowia po angielsku. Niezrazeni, na pytania zadane po angielsku, odpowiadaja w najlepsze po japonsku. Byc moze to dzieki naszej dlugiej podrozy, nie robi to na nas juz zadnego wrazenia. Spokojnie mozna sie dogadac uzywajac gestow, slow kluczy i machajac rekami :) 

Panuje przekonanie, ze Japonia jest drogim krajem. Malo powiedziane...Japonia jest przestraszliwie droga!!! Dla przykladu podajemy kilka cen np. zwykla, sucha bagietka kosztuje 16zl, kanapka ok 20-25zl, 1 jablko 10zl, jogurt 8zl, paczuszka sushi ok 15zl, warzywa i owoce kosztuja fortune. Ceny zakwaterowania i transportu sa horrendalnie wysokie. Za dwuosobowy pokoj w najzwyklejszym hotelu trzeba zaplacic 600zl!!! Bilet na pociag z Osaki do Tokio dla jednej osoby w jedna strone kosztuje az 700zl!!! O cenach w knajpach nawet nie wspominamy, bo po prostu tam nie jadamy. Za zwykly obiad dla 2 osob lekko placi sie ok 300zl!! 

Ratuja nas supermarkety, gdzie za ok 20-30zl mozna kupic lunch box, czyli pudelko z gotowym daniem. Na szczescie w kazdym sklepie jest mikrofala i termosy z wrzatkiem:) tylko miejsca do jedzenia brak. Wloch ktorego poznalismy na Merapi powiedzial nam tez,ze w duzych supermarketach ok godziny 19/20.00 zaczynaja sie obnizki cen sushi, ktore zazwyczaj ma tylko jeden dzien przydatnosci do spozycia. Tak sobie radzimy z jedzeniem.

Kwestia noclegow to druga sprawa. Najczesciej korzystamy z couchsurfingu (www.couchsurfing.org), czyli z goscinnosci lokalsow. Jest to super sprawa, jesli ktos nie zna- zapraszamy na strone. Idea jest poznawanie miejscowych ludzi. Niektorzy oferuja nocleg u siebie w domu. Jest to swietna okazja, zeby porozmawiac i poznac zwyczaje i kulture danego kraju. Bardzo polecamy! My jak do tej pory nie mielismy zadnych zlych doswiadczen. Nasz pierwszy host Koju, ktory goscil nas w Osace, polecil nam dwie alternatywne do hoteli opcje noclegu. Obydwie sa bardzo japonskie :) i mozna je spotkac tylko tutaj. Pierwsza to kafejki internetowe Manga kisa z wydzielona przestrzenia do spania a druga to hotele kapsuly. Za 9h w prywatnej przestrzeni w kafejce placi sie ok 180-250 zl co jest super tanio, jak na Japonie! Do dyspozycji przez cala noc jest drink bar a w nim kawa,herbata,cola i inne kolorowe napoje, komputer i cala biblioteka komiksow Manga. Japonia jest zakochana w basniowych postaciach z komiksow. Do kafejek przychodzi mnostwo ludzi i czesto widzielismy ich stanowiska oblozone komiksami, nawet nie wlaczali komputera. W tych calodobowych mozna zamowic obiad, jest mikrofala do dyspozycji, jednorazowe szczoteczki do zebow, pasta, reczniki, jednorazowe kapcie i golarki. Mozna tez kupic swieza biala koszule do pracy, majtki i skarpetki:) czegoz wiecej potrzeba? Japonczycy czesto korzystaja z manga kisa, kiedy po pracy i drinkach spozniaja sie na ostatni pociag do domu. Taksowki sa na tyle drogie, ze bardziej oplaca im sie spedzic noc w kapsule lub mandze :) Niestety nie udalo nam sie przespac w kapsule, mimo ze taki mielismy plan po przyjezdzie noca do Tokio. Weszlismy do kilku tego typu hoteli i okazalo sie, ze sa tylko dla panow! Poczulam sie dziwnie. Na szczescie Grzegorz obiecal, ze nie zostawi mnie na ulicy :D  

Japonia to kraj automatow, tak wiec prawie wszedzie mozna kupic napoje, zarowno te zimne jak i gorace. Sa tez automaty serwujace gorace posilki np.frytki czy nudle (makaron). Automaty z biletami zupelnie wyparly kasy biletowe. Na autostradach w miejscu robot drogowych stoja sztuczni policjanci kierujacy na inne pasy ruchu.  Dzis z kolei bylismy na pokazie Asimo- humanoida, czyli "ludzkiego" robota. Wygladal jak czlowiek, chodzil sam, uzywal gestow, biegal. Z jednej strony fascynujace,  ze udalo sie skonstruowac takiego robota, ale z drugiej przerazajace, ze takie kreatury juz istnieja.

Ktos powiedzial, ze w Japonii roboty sa jak ludzie a ludzie jak roboty. To bardzo trafna uwaga! Dokladnie takie mamy wrazenie. Japonczycy zachowuja sie troche jak roboty. Prawie cale swoje zycie poswiecaja pracy i to pracy w jednej firmie. Pracuja od rana do poznego wieczora, ok 11h dziennie. Prace czesto koncza ok 21-22.00. Wszyscy sa tak samo ubrani. Obowiazuja dwa kolory: czarny i bialy. Panowie w czarnych garniturach, pod krawatami, panie w czarnych garsonkach i spodnicach. Nikt sie nie wyroznia. W ciagu dnia ulice miast swieca pustkami z oczywistego wzgledu- wszyscy sa w biurch. Nagle kiedy wybija 12 w poludnie czarno-bialy tlum wylega na ulice na lunch. Nawet w McDonaldzie tworza sie kolejki, co jest dla nas zupelnie niezrozumiale ze wzgledu na pyszne, japonskie jedznie. Z polek sklepowych znikaja pudelka lunchowe. Po ok 1,5-2h ulice milkna znowu na wiele godzin. Zupelnie inaczej wyglada weekend, kiedy wydaje sie, ze Japonczycy usiluja nadrobic stracony w tygodniu czas. Mimo brzydkiej pogody i przerazliwego zimna, cale rodziny byly na dworzu. Spacerowalli, zwiedzali, biegali, grali w pilke i udawali, ze jest piekny dzien :)

Bylo juz o robotach, jak ludzie. Bylo o ludziach, jak roboty. Teraz bedzie o aniolach. Mamy niesamowite szczescie- spotkalismy japonskie anioly. Po 2 dniach pobytu w Osace wyruszylismy w dalsza podroz do Hiroszimy. Z oczywistych dla wszystkich wzgledow, chcielismy wyprobowac, jak w Japonii sie jezdzi na stopa. Najpierw trzeba bylo wyjechac poza miasto, by potem dostac sie na service area na autostradzie. Po wysiasciu z pociagu w Ikedzie, probowalismy zorientowac sie dokad isc, gdy podeszla do nas starsza para pytajac,czy moze nam pomoc. Wyjasnilismy nasze zamiary. Mimo, ze ten sposob podrozowania nie jest w Japonii popularny, starszy Pan pokiwal  ze zrozumieniem glowa, nie wyrazajac dezaprobaty. Wyjasnil dokad mamy isc i pozegnalismy sie. Po przejsciu ok 100m, uslyszelismy, jak Panstwo wolaja nas z drugiego konca ulicy. Myslelismy, ze cos zle nam powiedzieli, ale ku naszemu zdziwieniu Pan zaproponowal, ze podwiezie nas swoim samochodem na service area. Musielismy tylko isc do ich domu. Szlismy ok 20 min probujac sie porozumiewac troche po angielsku, troche po japonsku. Na miejscu Panstwo zaprosili nas na kawe. Przy stole pytali o nasze plany w Hiroszimie, ktorych my tradycyjnie juz nie mielismy:) Wowczas Panstwo zaproponowali, zebysmy zostali na kolacje a rano Pan nas podrzuci na  autostrade. Zaskoczeni z checia sie zgodzilismy :) Pan Michiaki pokazywal nam zdjecia z wojazy zagranicznych, kiedy Pani Kazue przygotowywala kolacje. Ugoscili nas naprawde po krolewsku. Pani Kazue przygotowala okonomiyaki z ostrygami i takoyaki- typowe japonskie dania. Byly przepyszne (very oishi! :) Pan Michiaki poczestowal nas lokalnymi slodyczami, winem i sake. Wieczor uplynal bardzo przyjemnie a zakonczyl sie jeszcze przyjemniej, poniewaz Panstwo przygotowali dla nas saune i goraca kapiel (nie trzeba pisac, ze wszedzie marzlismy- trzeba to przyjac za pewnik). Rano po pysznym sniadaniu pojechalismy z Panem Michiakim. Na droge Pani Kazue przygotowala nam kulki ryzowe z rybnym nadzieniem i nori- grillowane glony morskie- pycha! Po dojechaniu na service area zaczelismy pytac ludzi, czy ktos jedzie w naszym kierunku. Mimo zimna Pan Michiaki dzielnie chodzil z nami wyszukujac odpowiednich rejestracji. Grzegorz zagadal do kierowcy ciezarowki, ktory okazal sie Rosjaninem i to wlasnie Dimitrij zabral nas w dalsza droge. Pan Michiaki nieufnie sprawdzal stan samochodu zanim wsiedlismy do srodka. Mial zafrasowana mine, niczym tata :) Dima mowil tylko po rosyjsku. Na szczescie Grzegorz toze gawarit pa ruski, wiec problemu nie bylo:) Dima okazal sie swietnym kompanem. Opowiadal o Japonii widzianej oczyma obcokrajowca. Ponad 3h (ok 300km) jazdy minely w oka mgnieniu. Dima nie wiedzial, gdzie nas wysadzic, wiec mimo naszych protestow, by tego nie robil, zjechal z autostrady i wysadzil nas w centrum miasta.

To jednak nie koniec. Zostawil nam swoj numer telefonu i zaoferowal,ze za 2dni moze zabrac nas w  druga strone do Kyoto!! :) To jeszcze nie koniec..zostawil nam rowniez kase, zebysmy mogli do niego zadzwonic! Doszlo prawie do rekoczynow, bo Grzegorz nie chcial tych pieniedzy przyjac :)

Hiroszima- to miasto znane chyba kazdemu. W sierpniu 1945 roku zostalo praktycznie zmiecione z powierzchni ziemi. Bomba atomowa uzyta po raz pierwszy w historii poczynila straszliwe spustoszenie. Bylismy w Parku Pokoju oraz Gembaku Dom- muzeum pamieci. Swietna wystawa: zdjecia, makiety, filmy, muzyka naprawde zrobily na nas wrazenie! Tym bardziej, ze samo miasto zostalo calkowicie zrekonstruowane. Wyglada tak, jakby nigdy nic zlego sie nie stalo.

Powrot autostopem w strone Osaki a nawet dalej do Kyoto, trwal znacznie dluzej. Poczatkowo mielismy jechac z Dima, ale niestety wyjazd przesunal mu sie o kilka godzin a my wieczorem mielismy byc w Kyoto. Trzeba bylo dzialac na wlasna reke. Jak zawsze, tak i tym razem najwiekszym problemem bylo dostanie sie na service area na autostradzie. Ustwilismy sie kolo McDrive przy wjezdzie na autostrade. Bylo baardzo zimno. Po ok 15min nie wiadomo skad podszedl do nas mlody chlopak i skrawkami angielskiego udalo nam sie porozumiec, ze wlasnie skonczyl prace i moze nas podwiezc do pierwszego service area. Nie wiemy, jak to sie stalo, ale jechal az 35km w jedna strone!! Na koniec poprosil, zebysmy zrobili sobie razem zdjecie na facebooka :) Kolejnym naszym dobrym duchem byl Pan jadacy do Okayamy, ktory zapraszal na sushi w jego miescie :) Niestety mielismy juz umowiony nocleg w Kyoto u couchsurfera. Pan wreczyl nam male karteczki, na ktorych po japonsku napisal,ze chcemy dostac sie do Kyoto. Az trudno uwierzyc w to, co stalo sie pozniej. Podeszlam do jednego z kierowcow i pytajac po angielsku, pokazalam mu karteczke. Pan objasnil mi cos po japonsku, po czym zaczal machac rekami, dajac do zrozumienia,ze mam poczekac. Wyjal komorke i po chwili podal mi ja. W telefonie uslyszalam glos zony tego Pana, ktora po angielsku powiedziala, ze jej maz co prawda nie mowi w ogole po angielsku, ale moze nas zabrac do Osaki, gdzie jedzie :) W ten sposob dotarlismy do service area tuz przed Osaka. Bylo pozno. Nasz kierowca wysiadl razem z nami i zaczal szukac tablic rejestracyjnych z Kyoto:) Po ok 10min podziekowalismy mu i poszlismy do toalety. Po pol godzinie nasz kierowca niczym duch pojawil sie w budynku service area, podajac mi znowu komorke. Jego zona wyjasnila nam, ze pan posprawdzal tablice rejestracyjne na calym parkingu i nic nie znalazl i martwi sie, ze bedziemy miec problem z dotarciem na miejsce!! :O Zaproponowal, ze zabierze nas do Osaki na stacje kolejowa,zebysmy mogli dojechac pociagiem do Kyoto (ok55km). Nie moglismy w to uwierzyc!!! :D Do umowionej godziny w Kyoto zostalo malo czasu, tak wiec zdecydowalismy sie zostac na autostradzie. Faktycznie nikt nie jechal do Kyoto. Czas mijal. Bylo zimno..coraz zimniej. W koncu jeden z kierowcow, ktory takze jechal do Osaki podszedl do nas i powiedzial, ze mimo, ze nie jedzie do Kyoto, to jest juz pozno i moze nas tam zawiezc!!! :) Niewiarygodne prawda? :)

Pan Michiaki i Pani Kazue caly czas czuwali nad nasza podroza piszac codziennie maile. Zaproponowali, ze oprowadza nas po Kyoto. Pierwszego dnia zabrali nas na ceremonie parzenia herbaty (praktyki). Jest to tradycja, rodzaj wtajemniczenia dziewczyn przed zamazpojsciem :) Mistrzyni ceremonii byla w kimonie, pilismy japonska herbate macha, ktora ma bardzo specyficzny smak. Nastepnie w slicznych, ceramicznych pudelkach podano obiad. Wygladal przepieknie - kompozycja byla udekorowana kwiatami (patrz zdjecia). Byla surowa ryba, gotowany por i inne warzywa, ktorych nie znamy. Nie wszystko mi smakowalo, wiec dyskretnie postanowilam zakonczyc jedzenie zamykajac pudelko. Niestety przylapano mnie!! Dwadziescia par oczu zwrocilo sie w moja strone! Odkryto, ze nie zjadlam jajek!!! Zaczelam wiec je jesc...a pani w kimonie stala nade mna niczym w przedszkolu, patrzac czy wszystko zjadlam :D        

Nastepnego dnia Panstwo Sakamoto zabrali nas na zwiedzanie swiatyn w Kyoto. Umowilismy sie o 9 rano. Nie wiemy, skad pani Kazue wiedziala,ze nie zdazymy zjesc sniadania:) Wziela dla nas na droge wafle i slodycze :) Na wstepie Grzegorz dostal od Pana Michiaki czapke z daszkiem. Zauwazyli, ze nie mial. Niestety zostawilam jego kurtke wraz z czapka i skarpetkami w kieszeniach w autobusie na Sumatrze :( Panstwo Sakamoto byli super przygotowani. Wreczyli nam kartke z 10 swiatyniami, ktore mielismy zwiedzic. Do tego mieli czasopisma turystyczne z zaznaczonymi stronami, gdzie byly opisy tych miejsc po angielsku :O Bylismy w szoku!! Jak mozecie sie domyslac to nie koniec. Bylo przerazliwie zimno, mimo ze jezdzilismy samochodem. W pewnym momencie Pan Michiaki przykleil Grzegorzowi ogrzewacz na plecy. Pani Kazue przykleila mi. Bylismy zdumieni, jak swietnymi sluchaczami i obserwatorami sa. Ciepelko ogrzewalo nasze plecki az do poznego wieczora:) Dostalismy tez mnostwo prezentow!! w tym cieply golf i szal dla mnie od Pani Kazue na dalsza droge. Bylismy tez na lunchu z jezdzacym sushi :) Na koniec Panstwo Michiaki i pani Kazue zaskoczyli nas najbardziej!! Przygotowali dla nas tablice na stopa!!! z napisanym po japonsku tekstem: Jestesmy z Polski, podrozujemy autostopem,chcielibysmy dojechac do Tokio. :D:D:D:D:D:D:D  prawda, ze anioly?

Nastepnego dnia przetestowalismy tablice wzbudzajac duze zainteresowanie na service area. Do Tokio mielismy jakies 400km. Najpierw zabrali nas studenci fizyki, ktorzy jechali do Nagoyi. Tam na service area podszedl do nas starszy Pan. Jeszcze wtedy nie wiedzielismy, ze to tez aniol:) Powiedzial, ze jedzie do Nagoyi. Po chwili jednak dodal, ze ma tam cos do zalatwienia, po czym jedzie do Tokio, wiec jesli nam sie nie spieszy, to moze nas zabrac :) Pan Hiroaki to bardzo pozytywny starszy Pan. Kupil nam na stacji kulki ryzowe i ciepla herbate. Wybral dluzsza trase do Tokyo, zeby moc nam pokazac po drodze gory. W koncu skrecil z trasy i zabral nas do Tsumago- Juku. To tradycyjna japonska wioska z domkami w starym stylu, otoczona wzgorzami. Bylo przepieknie. Po drodze do Tokio bylismy tez na obiedzie. Grzegorz dostal zupe z plywajacym w niej surowym jajkiem! :O Dzielnie zamieszal i zaczal jesc. Ciesze sie,ze nie trafilo na mnie. Ja nie jestem chyba taka odwazna. Nasz Pan Hiroaki glosno siorbal, co w Japonii nalezy do dobrych manier i oznacza, ze posilek jest smaczny :) Zaczelam go nasladowac i..o malo sie nie udlawilam, bo parsknelam smiechem :D Na szczescie Grzegorz pozniej powiedzial, ze nie bylo tego slychac:)    

Tokio to ogromna metropolia. Mieszka tu prawie 13 milionow ludzi. Gdzie nie spojrzec tam wiezowce! Miasto jest wielopoziomowe. Ponad ulicami biegnie autostrada. Gdzies ponad nia kolejki miejskie. Raz jechalismy pociagiem na wysokosci 5 pietra!! W Tokio nie ma jednego centrum miasta. Jest kilka centrow zwanych "miastami". Bylismy w showroomach takich firm jak Toyota, Sony czy Honda. Wyprobowalismy symulatory jazdy samochodem, telewizory 3D (zadna rewelacja naszym zdaniem). Bylismy tez w szpitalu. Wujek kolegi naszego hosta okazal sie byc..anestezjologiem!!:) i zgodzil sie zabrac nas na blok operacyjny:) Nie chce zanudzac, czego tam uzywaja. Rozmawialismy o tym z Grzegorzem i nasz wniosek jest taki, ze Japonczycy nie maja super nie wiadomo jakich technologii. Oni po prostu na co dzien uzywaja tego, co my juz znamy, ale nie mamy do tego dostepu ze wzgledu na koszty.

Uff...o Japonii ksiazke mozna by napisac :) jest jeszcze tyle do opowiedzenia.. :)

Drzewko z zakleciami.



Swiatynia.



Wieza Hitachi w Osace.



Osmiornica w ciescie - Takoyaki.



Lekcje jedzenia paleczkami.



Kieliszek do sake.



Okonomiyaki - nalesnik z pysznymi dodatkami :)



Kolekcja porcelany i krysztalow Panstwa Sakamoto



Lekcje pisania po Japonsku



Prezent dla nas.



Kimono- tradycyjny stroj samuraja.



Mloda para.



Panna mloda.



Tradycyjne stroje japonskie.





Symbol z kamienia na jednej z gor. Oznacza boga.



Degustujemy z Panem Michiaki sake.





Stare japonskie miasteczko.



Karol z Pania Kazue przed jedna ze swiatyn w Kyoto.



Japonska herbatka ze slodyczkiem.



Nasze japonskie anioly :)







Japonskie anioly - panstwo Sakamoto.





Zlota swiatynia.



Oj bylo zimno... nawet ptaki sie kulily.





Nasz host Matsumo w Kyoto i tablice od panstawa Sakamoto. `Jestesmy z Polski, chcemy jechac autostopem do Tokyo`



Sklep z tradycyjnymi lalkami.



Nasz kierowca do Tokyo - Pan Hiroaki.



Sklep z tradycyjnymi gadzetami.



Korytarz bram ciagnacy sie kilka kilometrow przez gory.



Jedziemy do Tokyo.



Pierwsza lekcja japonskiego :)



Drink bar w manga kisa.



Tysiace komiksow w manga kisa.



Nasze 3m2 w mandze.



Plastikowe menu w witrynie restauracji.







Plastikowe sushi.



Ulice Osaki.



Konsola deski klozetowej. Funkcje: grzanie, perfumowanie, bidet i dla kobiet dzwiek potoku:)



Zamaskowana obsluga klienta.



Ekskluzywne mieso z masowanych i pojonych piwem krow. To nie zart!



Wejscie do knajpy: lepiej zeby Ci smakowalo..



Japonska swiatynia w Osace.





Rytualne obmycie dloni i ust.



Toaleta w swiatyni. Zaskoczeniem bylo krzeselko dla malego dziecka.



100 punktow dla tego, kto nam wyjasni jak oni stamtad wyjezdzaja..



Hitachi tower noca.



Lunch boxy, czyli pudelka z gotowymi daniami. W kazdym sklepie jest mikrofala.



Osaka noca.



Impreza u naszego pierwszego hosta Koju.



Okonomiyaki- czyli japonski odpowiednik pizzy.



Plastikowe desery.



Z wizyta u Panstwa Sakamoto.



Pani Kazue.



Okonomiyaki z ostrygami. Pyszne! Oishi!







Posypane wiorkami z tunczyka i glonami nori.



Malowidla Pani Kazue.



Pan  Michiaki w kimonie.



Lekcje Japonskiego.



Proba sil :)





Na parkingu przy autostradzie z Panem Michiaki - pozegnanie.





Znowu w manga kisa.





Zwiedzanie swiatyn w Hiroshimie.









Lokalny pociag - odpowiednik naszego WKD i metra.





Cmentarz.



Na targu. Nie wiemy co to....





Przeglad prasy :)



Hiroszima - miejsce kolo epicentrum bomby atomowej zrzuconej w 1945 roku.





My w tradycyjnych kimonach.



Ceremonia parzenia herbaty.



On tez sie uczyl uzywania paleczek.... :)



Tea ceremony.



Japonskie slodycze.



Proces wytwarzania sake.





Bonsai i temu podobne.





Lunch w czasie ceremoni parzenia herbaty.



Magazyn beczek z sake.







Zlota swiatynia.





Symboliczne gory.



Smoki.





Kolejne swiatynie.







Macha - japonska herbatka. Ma mocno zielony kolor.



Bonsai.







Najwieksza w Japoni brama wejsciowa do swiatyni.



Jezdzace sushi :) mozna tez zamowic na panelu dotykowym, albo brac co akurat przejezdza :) (jak sie zdazy..)



Na koniec talerze wrzuca sie do automatu, ktory je wysyla do zmywarki.



Lunch box z supermarketu.



Upominki od Panstwa Sakamoto.



Lesne stwory w swiatyni otoczonej lasem bambusowym.









Kolejna swiatynia. Kilometrowe trasy przez czerwone bramy zwane Tori.







Udogodnienia dla kobiet :)





Fuji - wulkan.



Bonsai.



Chodaki :)