piątek, 4 listopada 2011

Klimatyczny Pushkar i safari

[K&G]
Udaipur zapadl w naszej pamieci jako bardzo mile i przyjemne miejsce. Spodobaly nam sie knajpki na dachach hoteli i innych okolicznych budynkow :) Ruszylismy z tego miejsca dalej na podboj Indii czyli do Jodhpuru. Trase pokonalismy autobusem co bylo bardzo dorbym wyborem. W przeciwienstwie do wiekszosci pasazerow mielismy miejsca siedzace. To co dzialo sie w przejsciu przekracza ludzkie pojecie. Ludzie siedzieli i spali an podlodze, niektorzy musieli przestac cala droge. Hindusom nie przeszkadzalo nawet ze ktos im siadal na kolanach albo dosiadal sie na trzeciego. My tez udostepnilismy kawalek miejsca dziecku :) Dla dzieci w autobusie niesamowitym przezyciem bylo zobaczenie pociagu na przejezdzie kolejowym. Cieszymy sie, ze tym razem jechalismy autobusem bo udalo nam sie zobaczyc dzikie stada wielbladow, krowy z malowanymi rogami i konie. W sumie to wyobrazalismy sobie, ze tak wyglada Afryka :) W koncu dotarlismy do Jodhpuru - malowniczo polozonej na wzgorzach twierdzy powstalej w XVIw. W sasiedztwie znajduje sie przepiekny palac w typowo indyjskim stylu. Calosc otoczona jest blekitnym (doslownie) miasteczkiem i murami w tym samym kolorze. Poniewaz Jodhpur byl dla nas miejscem tranzytowym zwiedzalismy miasto i zabytki dzwigajac nasze plecaki. Daly nam w kosc! W nocy ruszylismy dalej do Pushkaru - celu pielgrzymek Hindusow. Jest to miasteczko nad swietym jeziorem gdzie znajduje sie ponad 50 lazni, w ktorych pielgrzymi zazywaja oczyszczajacych kapieli. Ciekawa sprawa z tym oczyszczaniem bo woda jest brudna, az strach... :) Podobno jezioro czasem wysycha, ale w tym roku jest wody pod dostatkiem. Dobrze, ze wczesniej wyczytalismy ze nie wolno przyjmowac oferowanych za darmo kwiatow. Poniewaz ma to swoj ciag dalszy nad jeziorem, gdzie po 3 minutach ceremoni trzeba uiscic oplate okolo 100 dolcow. Sytuacja tutaj robi sie juz niezreczna, zwlaszcza, ze Hindusi sa napastliwi, a wrecz agresywni...Juz sama odmowa kwiatow jest niby zniewaga i brakiem szacunku dla kultury i religii. Obowiazuje zakaz fotografowania (w zwiazku z czym zmaieszczamy tajne zdjecia ponizej :P ) Samo miasteczko bardzo klimatyczne. O 5 nad ranem spotykalismy na ulicach tylko grupy rozmodlonych pielgrzymow spiewajacych pod nosem piesni religijne i mantry. Niesamowite wrazenie! Prawie lewitowali :)  Kilka godzin pozniej oczywiscie Pushkar zamienil sie w barwny, halasliwy i tetniacy zyciem bazar.
Mamy szczescie! Zupelnie przez przypadek trafilismy na coroczny najwiekszy w Indiach targ wielbladow!!! Okolo 50 tysiecy wielbladow, konie i krowy. Zrobilismy rozeznanie co do cen wielbladow - zdrowy, mlody i silny egzemlarz kosztuje tyle co IPhone :) Ktos chce wielbalda? Zbieramy zamowienia do jutra :)
Same swiatynie w sumie bez szalu, ale jest ich tutaj duzo.

Jutro ruszamy do Agry, a potem Delhi lub Varanasi.

 Ostatnie spojrzenie na Udaipur z dachu naszego hotelu.
 Safari. Stado dzikich wielbladow za oknem autobusu.
 Wspolpasazer, ktory przezuwal paski od Karola plecaka :)
 Palac w Jodhpurze
 Twierdza w Jodhpurze.
 Bialy Grzegorz stal sie atrakcja turystyczna :)
 Jutro bedziemy tam.....
 Blekitny Jodhpur.
 Harem w twierdzy w Jodhpurze :)
 Impreza z kapela :) Hinduski zaczely tanczyc do skocznej muzyki ulicznych grajkow. Porwaly nas do tanca.
 Wspollokator na gape :)
 Kolory Pushkaru.
 Facebook.com
 Bramini.
 Straznicy swiatyni Vishnu.
 Piekarnio-smazalnio-cukiernia :)
 [Tajne/poufne :)] Swiete jezioro w Pushkarze - cel pielgrzymek.
 Handlarz wielbladami - Beduin.
 Wielbladzi usmiech :)
 Karol wyszukuje najladniejszego.

 Podobno dzikie sa bardzo niebezpieczne, ale te na targu byly bardzo mile i daly sie glaskac.
 Tysiace wielbladow.


 Mozna kupowac cale rodziny :)

 Dobijamy targu :P
 Aaaaaaaaaaa!!!!
 Panierowane papryczki chilli z sosem curry serwowane w miseczkach z wysuszonych lisci.
 Nasz kolega :)
 Nauka jezyka polskiego :)
 Malpi klan na dachu cukierni.

środa, 2 listopada 2011

Rajastan - inne oblicze Indii

Nie da sie ukryc- Mumbai nie zrobil na nas dobrego wrazenia.
Ostatniego wieczoru spotkalismy sie z Rickim- poznanym na CS Hindusem. Chlopaki zabrali nas jeepem na piwo do knajpy. Wracajac duzo wieksza gromada niz na poczatku, osiem radosnych osob :) zostalismy zatrzymani przez policje na kontrole trzezwosci. A wygladalo to tak,ze policjant zadal naszemu kierowcy jedno pytanie: pil Pan? odpowiedzial,ze nie i..moglismy jechac dalej...to sie nazywa zaufanie :D
Nastepnego wieczoru wsiedlismy do pociagu..nikt z nas nie wiedzial tylko,ze ta podroz bedzie trwala 42h!! Pierwszy raz jechalismy pociagiem! W Indiach jest to najpopularniejszy srodek transportu, dlatego trzeba rezerwowac bilety przez internet i to najlepiej kilka miesiecy wczesniej. Oczywiscie my tego nie zrobilismy :)
Znalezlismy sie na 53 pozycji na liscie oczekujacych! wiec do samego wyjazdu nie bylismy pewni, czy te bilety uda nam sie kupic. Bilety udalo nam sie kupic tylko do Jalgaonu, czyli 125km do naszego celu. Podroz na dystansie 450km trwala jedynie 12h!!! Jechalismy pseudoluksusowym pociagiem z kuszetkami. Do konca obawialismy sie, ze mamy bilety polowki czyli dwie osoby na jedno miesce - w Indiach to czesty przekret podobno. Wszystko bylo strasznie brudne i klejace, bylo duszno na poczatku, ale wentylatory (pokryte 3cm kurzu) nieco poprawily atmosfere. Nawet udalo nam sie odrobine przespac na zmiane. Jechali z nami Szyici z matka umierajaca na raka. Obawialismy sie, ze pani dokona zywota w czasie podrozy.

Korzystajac z okazji pobytu w Jalgaonie udalismy sie do pobliskich jaskin w Ajancie. Niestety w poniedzialki sa zamkniete, jak sie okazalo wlasnie byl poniedzialek :/ Aby sie dostac do jaskin musielismy skorzystac z lokalnego PKS. Toaleta dworcowa byla fatalna. Byl to kawalek wygrodzonego terenu - cos jakby kurnik z dymiacymi sraczkami. Karolina wybiegla ze lzami w oczach i czerwona od wstrzymywania oddechu.

Znowu sie pojawil problem biletow kolejowych na dalsza podroz. Po drodze na dworzec kolejowy zaczepil nas mlody chlopak mowiac: "welcome in India" :) Pomogl nam kupic "superfast ticket" bez rezerwacji i bez kolejki :) Maja kasy specjalnie dla turystow. Na peronie zauwazylismy ze mamy bilety 2 klasy - podobno  samobojstwo. Karolina wpadla w rozpacz, ze wszyscy zginiemy :) Wagony 2 klasy wygladaly jak bydlece :/  Lawki sa drewniane i nikt nie kontroluje liczby pasazerow w tych wagonach - istna wolna amerykanka. Na szczescie nasz indyjski kolega znow stanala na wysokosci zadania i zalatwil nam miejsca w lepszej klasie za doplata u konduktora. Ufff....W pewnym momencie na dworcu pojawil sie nowy bialy facet, Hindus krzyknal "it's your friend" wiec zaczelismy sie rozgladac za znajomymi. Okazalo sie ze chodzilo po prostu o bialego czlowieka. Tak poznalismy Chrisa - backpakersa z Australii. 

W koncu udalo nam sie dotrzec do Rajastanu i Udajpuru. Tutaj Indie sa zupelnie inne - blizsze naszym wyobrazeniom. Wszystko dzieje sie wolniej, ludzie maja wiecej luzu, usmiechaja sie, pozdrawiaja nas :) Kazdy zagaduje, probuje pomoc, pyta skad jestesmy :) My robimy sobie zdjecia z nimi, a oni z nami :D Nie ma tak wszechogarniajacego brudu i tylu bezdomnych jak w Mumbaiu. Wokol piekne widoki, pachnie kadzidelkami, aromatycznym jedzeniem. Pelno sklepikow z rekodzielami, glownie pieknie szyte i haftowane ubrania, chusty, narzuty i czego dusza zapragnie. Jest bardzo kolorowo.

Odwiedzilismy tez palac (drugi co do wielkosci w Indiach). Trzeba im przyznac...maja rozmach!!! Zaczwycila nas misterna robota w kamieniu, witraze, piekne barwne tkaniny i przestronne komnaty.

Przybylo nam tez odwagi :) Pilismy swiezo wyciskany sok z trzciny cukrowej - smak zupelnie nowy, nie da sie go porownac do niczego dotychcas znanego. Bylismy w swiatyni Vishnu (przed wejsciem obowiazkowo trzeba zdjac buty). Zaczelismy probowac jedzenia na ulicznych bazarach - pycha :D (Obiad dla dwoch osob kosztowal 3pln). Co prawda nadal musimy zamykac oczy widzac jak dania sa przygotowywane, zeby potem moc je zjesc ze smakiem :D Ale placek serwowany na gazecie byl niesamowity :) Jestesmy tez coraz lepsi w targowaniu, coraz rzadziej dajemy sie naciagnac :) Korzystamy z coraz to nowych sztuczek negocjacyjnych : niska pilka, pieta w drzwiach, podzial rol, dobry i zly policjant, zly i zly policjant, zly i bardzo zly policjant :P To dziala!! Ale jestesmy tez pod wrazeniem umiejetnosci sprzedazowych hisduskich handlarzy :) Sa w tym wszystkim bardzo zreczni.

Nastepne cele: Joidhpur i Pushkar.

Przygotowanie obiadu na ulicznym bazarze.


 Myszoskoczek - chyba....:)
 4:00 - dzikie tlumy w poczekalani z w Ahmedabad (stacja przesiadkowa).
 Jaskinie w Ajancie.
 Przygody z pociagami.

 Papuzki sa bardzo calusne.
 Bajkowe miejsce, gdzie odetchnelismy od palacego slonca.
 Rower typu combi :)
 Widok na Rajastan.
 Nasz kolega Chris (pociag jedzie na tyle wolno, ze bezpiecznie mozna siedziec w otwartych drzwiach)
 Nasz pokoj - miejsce siestowe.
 Ulice Udaipuru.

 Silownia.
 Papryczki chilli sie opalaja :)
 W City Palace - misterna robota w kamieniu.

 Malpia rodzina w czasie siesty :)
 Uliczne bazary.
 Na progu swiatyni.



 To grejpfrut nie rosnie w supermarketach????
 Kolejne bazary - bizuteria.

 Pora karmienia :) Swiete krowy sie nie martwia ze blokuja ruch na srodku ulicy :)

 Zderzenie czolowe Karola z krowa. Mina Karola - niezapomniane :)

 Hurtownia ciasta sezamowego :)

 .....
 Rodzinny pojazd.
 Dary skladane w swiatyni Vishnu.
 Niezle zapozowal.
 Panie poprosily zeby im zrobic zdjecie :) Wyprzedzily nasze pytanie :)

 Wyciskarka do trzciny cukrowej.