piątek, 11 listopada 2011

Dwa Swiaty: Delhi i New Delhi

[K&G]
Udalo nam sie w koncu uwolnic od Agry i ruszyc dalej. Kierunek: Delhi. Podroz minela nam bez niespodzianek, na miejscu sporo czasu zajelo nam znalezienie hotelu. Delhi odstaje od reszty Indii. Ludzie nosza tu pelne buty, jeansy, koszulki, t-shirty. W zasadzie jest bardzo zachodnio, ale nie do konca. Indyjski syf tutaj rowniez jest obecny, krow jest znacznie mniej. Sa wiezowce jak w Nowym Jorku, metro jak w Londynie i syf jak tylko w Indiach :) W dniu przyjazdu zwiedzilismy Pahar Ganj - getto turystyczne. Pozwolilismy sobie na "luksusowy" nocleg pierwszej nocy, ale kazda natepna spedzilismy gdzie indziej (o tym pozniej....). Z lokalnych zabytkow odwiedzilismy Masjid Jama - najwiekszy w Delhi meczet. Tam kazali odziac Karola w jakies szaty mimo, ze byla ubrana bardzo skromnie. Ale wymyslili sobie, ze turysci musza byc dodatkowo okryci. Sam meczet byl bez szalu. Poniewaz nie chcielismy zostawiac butow przed wejsciem wzielismy je do rak. Gdy sobie przysiedlismy i postawilismy sandaly na podlodze zostalismy pouczeni. Buty wolno klasc na podlodze, ale tylko podeszwami do siebie. Podeszwa buta nei moze dotknac swietego miejsca. I rzeczywiscie... wszyscy ktorzy tez zabrali buty skladali buty podeszwami do siebie przed ich polozeniem gdziekolwiek. Dalej ruszylismy do Lotus Temple. Miejsce przepiekne otoczone czystym i zadbanym prakiem. O dziwo nie zadali oplaty za wstep. Jest to swiatynia poswiecona wszystkim religiom. Kazdy moze tam przyjsc i sie pomodlic do swojego boga. Jak sie temu przyjrzelismy lepiej okazalo sie, ze to cos na ksztalt nowej sekty, ktora ma swojego guru, ktory jest fundatorem swiatyni. Ale budynek bardzo okazaly i polecamy odwiedzic :) W Delhi walczylismy tez o wizy do Birmy (bezskutecznie)-  razambasada byla  zamknieta z powodu birmanskiego swieta, innym razem okazalo sie ze pracuja w innych godzinach niz oficjalne, a dzis okazalo  sie ze czas oczekiwania na wize wynosi 15 dni!!! W biurze wizowym Ambasady Birmy jest 5 kartek, a kazda podaje inne, sprzeczne z pozostalymi, informacje. Chyba nie sa zainteresowani, zeby ktos ich odwiedzal... Ale zawalczymy jeszcze o wizy w Tajlandii.

Z ciekawostek... Pojawily sie taksometry w rikszach, ale trzeba sie mocno wyklocac o ich wlaczenie. Autorikszarze wola umowic sie na konkretna kwote (kilkukrotnie wyzsza niz ta, ktora wynikalaby z taksometru). Ale nie dajemy sie :)

Bylismy w kinie na "Ra.One" czyli tegoroczny hit Bollywood. Film mocno nas zaskoczyl... Byl calkiem niezle zrobiony pod wzgledem technicznym. Musieli dysponowac niezlym budzetem. Takiego filmu Hollywood by sie na pewno nie powstydzilo. Przypominal nam mocno Matrixa w indyjskim wydaniu.


Kino bylo obskurne, ale dobrze naglosnione, w polowie filmu  byla przerwa (jak w teatrze :) ). Generalnie pojscie do lokalnego kina to bardzo fajne doswiadczenie.

Saczac kawe w jednej z kafejek spotkalismy tez bardzo sympatyczna pare z Polski, bedaca juz dobrze po szescdziesiatce. To bylo spotkanie z mlodymi ludzmi w troche starszych cialach :) Wymienilismy sie doswiadczeniami. Dostalismy kilka cennych uwag n.t. Japoni (Pan wyklada Japonistyke na UW). Panstwo byli na trekkingu w indyjskich Himalajach- szacunek!! :)

Z ciekawcyh i godnych przeniesienia do Polski pomyslow sa wagony damskie w metrze. Jest to bardzo duzym udogodnieniem dla Pan biorac pod uwage jaki scisk panuje w pozostalych wagonach. Od wizyty w metrze w Delhi uwazamy, ze w warszawskim metrze jest zawsze luzno i duzo miejsca :)
W Delhi zwariowali na punkcie bezpieczenstwa. To co w Polsce przechodzimy tylko na Okeciu (macanki, bramki, przeswietlenie bagazu), tutaj odbywa sie wszedzie. Przy wejsciu do metra, na dworzec, do duzego sklepu, do kina....Na dworcach sa gniazda CKM-ow (okopy z workow z piaskiem, z zolnierzem i wielkim karabinem w srodku).

Ciagle mamy problem z wyrzucaniem smieci. Jak juz jakis znajdziemy to zwykle jest pusty, a czasem ludzie zabraniaja nam wyrzucac cokolwiek do kosza.... Kaza nam rzucac smieci za okno, na ulice itp. Dzis pan nam tlumaczyl, ze to protest ludzi przeciwko brakowi zainteresowania skorumpowanego rzadu ich sprawami. Pytanie tylko kto musi zyc na tym smietniku.....

Poniewaz mielismy problemy w hotelu z halasami o polnocy poszlismy do recepcji z prosba o interwencje. Nie jestesmy wybredni, ale to byly dzwieki jakbysmy probowali zasnac w klubie, ale w remontowanym budynku. Pan w recepcji oswiadczyl, ze nie ma nic zlego w imprezce i jestesmy jacys nie tego, ze narzekamy. Po dynamicznej wymianie argumentow opuscilismy hotel o 00:30 bez placenia i poszlismy do konkurencji. Tutaj bylo lepiej: czysciej i ciszej :)

Jak napisalismy w tytule w Delhi istnieja dwa rownolegle swiaty. Dzielnica dyplomatyczna, centra handlowe, bogate dzielnice wygladaja zupelnie jak bogate zachodnie enklawy. Tuz obok jest typowy indyjski krajobraz z syfem, bieda i rzeszami bezdomnych mieszkajacych ze zwierzetami na ulicy. Centrum handlowe wygladalo jak Arkadia, Zlote Tarasy i Galeria Mokotow razem wziete. Tutaj istnieje skupisko centrow handlowych (na wjesciu kontrola jak na odprawie lotniczej), polaczonych ze soba. W srodku wszysko na wysoki polysk, ladne fontanny, Hard Rock Cafe itp. Do tego stopnia jest "glamour',ze przed wejsciem do sklepu czlowiek odzwierny otwiera drzwi a mi, jak bylam w toalecie(Karola) pani podala reczniki do wysuszenia rak...naprawde nie mozemy sie z tym oswoic..to mocne przegiecie!


Meega wielkie mrowki
 Hinduska :)
Sweet focie na FB :)
 A Ty jaki ryz najbardziej lubisz? Do wyboru okolo 20 gatunkow.

 Red Fort (to jeszcze dzien wyjazdu z Agry).



 Przyroda :)
 Nasz pokoj "na bogato".
 Nocne rozgrywki w krykieta.
 W metrze rozne kolory stopek prowadza do roznych peronow, wystarczy sie trzymac odciskow stopek.
 Kablowe spaghetti.

 Masjid Jama - meczet.

 Biedniejsze Delhi.

 Mleczko kokosowe prosto z owocu.
 Przyprawy. Te plasterki kory po lewej to cynamon :)
 Lotus Temple.





poniedziałek, 7 listopada 2011

Zemsta Maharadzy...

[K&G]
Nie dalej jak wczoraj napisalismy,ze Agra wyjatkowo nie przypadla nam do gustu..i co? Z koniecznosci musielismy zostac tu kolejny dzien. Wyglada to na zemste... Ok 2.30 sie zaczelo..trzepalo Grzesiem na wszystkie strony przez ponad 10h!!! Nie spalismy cala noc. Grzegorz stracil polowe swojej masy..na szczescie udalo nam sie to w koncu zatrzymac. Przez caly dzien Grzes powoli odzyskiwal sily i jest juz calkiem dobrze :) Jest szansa, ze jutro uda nam sie stad w koncu wydostac.
Korzystajac z przymusowej pauzy w podrozy chcemy sie podzielic kilkoma spostrzezeniami. Od pierwszych chwil w Agrze bylo dziwnie. W pociagu przysiadl sie do nas sympatyczny Hindus, z ktorym Grzegorz cala droge rozmawial. Jechal w odwiedziny do kolegow. Jak wysiedlismy z pociagu, zaczeli nam doradzac,  gdzie szukac taniego noclegu. Po kilku minutach podeszlo do nas dwoch policjantow i w dosc niemily sposob zaczeli rozmawiac z naszymi hinduskimi kolegami. Nie bardzo wiedzielismy o co chodzilo, ale sobie poszli. Odeszlismy w kierunku autoriksz dalej rozmawiajac o mozliwosciach noclegow i cenach. Po chwili (wlasnie po kablu tuz przed naszymi oczami przemknela mysz!!!!) tych samych dwoch panow w mundurach, juz wyraznie poirytowanych, podeszlo do nas znowu. Zaczelismy dopytywac Hindusow o co chodzi. Okazalo sie, ze policjantom nie podobalo sie,ze tak dlugo z nami rozmawiaja!! i ze pewnie chca nas okrasc albo naciagnac!! szok! ciekawe,ze policji nie ma kiedy napastuja nas rikszarze, handlarze lub wieszaja sie na nas dzieci...
Z innych spostrzezen to- tutejsze komary nie brzecza!! Siadaja cichutko i robia swoje..i jak tu z nimi walczyc??
Wracajac do myszy- nie jest to nasze pierwsze spotkanie z tymi zwierzakami. Pierwsze bylo w piatek, chwile po polnocy, kiedy to wprowadzilismy sie do- najgorszego z dotychczasowych- pokoju hotelowego. Rownie szybko sie stamtad wyprowadzilismy. Dostalismy 'special offer' czyli pokoj o teoretycznie nieco wyzszym standardzie na dachu tego hotelu. Tam z kolei grasowaly stada malp..ale recepcjonista z mina pewniaka, zapewnil nas, ze akurat na dach tego hotelu nie skacza...eh...bylismy juz zbyt zmeczeni, by szukac innego miejsca.
W Agrze codziennie o 5.00 rano budza nas nawolywania do modlitwy z pobliskich meczetow. Meczety chyba konkuruja ze soba, ktory zrobi to glosniej..Halas jest nie do opisania..
W ogole halas to zupelnie oddzielny temat. Tutaj uzywa sie tylko klaksonu, zamiast swiatel, zamiast kierukowskazow, zamiast hamulcow...Najlepiej byloby caly czas chodzic ze stoperami w uszach :)
Kolejna kwestia to pojemnosc butelek z napojami. Maja butelki po 0,65l zamiast 0,5l i 1,25l zamiast 1l..zastanawiamy sie z czego to wynika (WLASNIE ZA MONITOREM PRZEBIEGLA KOLEJNA MYSZ!!!! a przed kafejka majestatycznie przeszla krowa...ot taki klimat).
Ostatnio zauwazylismy,ze na wszystkich produktach w sklepikach znajduja sie rekomendowane ceny. Nie przeszkadza to jednak handlarzom zadac wiecej. Zawsze sa zaskoczeni,kiedy pokazujemy im nadruk z cena ;)
Dzisiaj robilam pranie..ku mojemu zaskoczeniu w wodzie z kranu zauwazylam 3 niteczki, ktore zaczely sie wyginac w rozne strony!! byly ciemne, ok 5mm...nie mam pojecia co to bylo...do glowy przyszly mi przecinkowce cholery, ale ich chyba nie widac golym okiem... Nabralam kolejny kubek wody a tam znowu te same zyjatka..Poniewaz po chwili woda z kranu przestala leciec, po raz kolejny dostalismy 'special offer' i zmienilismy pokoj..na ladniejszy ;P
Najczesciej slyszane z ust hinduskich handlarzy angielskie slowa, to: "it's not posibl ser" co oznacza " to niemozliwe prosze Pana" :) zaraz potem sa zapewnienia,ze to co akurat maja, jest " veri czip" i "not ekspensiw" :):):) Zwykle pojecia te dotycza ceny pokoi, przejazdow rikszami, pociagow, czy produktow w sklepach. A my dosc czesto dokonujemy rzeczy "not posibl" :D :D :D





niedziela, 6 listopada 2011

Taj Mahal & Agra

[K&G]
Po malych perypetiach z biletami kolejowymi (wymagalo to odwiedzenia kilkukrotnie 6 roznych okienek na dworcu) udalo nam sie zalapac na pociag do Agry. Agra jest sztandarowym wiejscem dla Indii z mauzoleum Taj Mahal na czele.

...Szosta rano, za oknami jeszcze ciemno, choc juz od dawna slychac spiewy religijne hindusow. Skoro swit ruszamy  do Taj Mahal. Podbono najprzyjemniej jest tam o wschodzie i o zachodzie slonca. Mozna wejsc trzema bramami. My wchodzimy od zachodu. Jest malenka kolejka, ale jak sie okazuje to preludium masakry ktora odbywa sie pozniej... Jeszcze szybka kontrola bagazu na wypadek posiadania czegos czym mozna smiecic (papierosy, guma do zucia, ciastka w opakowaniu itp...) i jestesmy na terenie Taj Mahal.

WOW!!!

Naprawde robi niesamowite wrazenie. Jest taki...bialy :) Potezna budowla z bialego marmuru otoczona czterema minaretami i pieknymi ogrodami. W calosc wkomponowane olbrzymie ilosci kamieni szlachetnych w roznych kolorach, ktore sie mienia w blasku wschodzacego slonca. Jestesmy pelni podziwu dla Hinduskich kamieniarzy i rzezbiarzy. Im blizej podchodzimy, tym dokladniej widac misterna robote i zdobnictwo w kamieniu. Jest to po prostu niewiarygodne. Taj Mahal byl budowany 22 lata. Jeden z wladcow  w XVIIw. zbudowal go dla swojej zony, ktora zmarla przy porodzie ich 14 dziecka. Musial ja straaasznie kochac... Po smierci zony zaczela sie budowa Taj Mahal, a przy okazji nieopodal wybudowal sobie harem :)
[Karolina] Faceci....
[Grzegorz] :)

Okolo 10 zaczela sie inwazja! Dzikie tlumy zorganizowanych wycieczek spowodowaly, ze czar miejsca prysl i czym predzej sie ewakuowalismy.
Sama Agra poza Taj Mahal jest paskudna. Brudo, smierdzi, noclegi drogie, nachalni handlarze itp.

Jutro ruszamy do Delhi.

Ostatnie chwile w Pushkarze. Pieknie i kolorowo.

Poranny przeglad prasy (ryz z przyprawami i cebula z gazety - pycha! :) )
Kolezanka z pociagu do Agry. (miala 9 lat i zasuwala perfekcyjnie po angielsku).
Taj Mahal w mistycznej mgle o swicie.



 
Dzien Che Guevary, czy co? :) Wokol Taj i na terenie jest bardzo duzo uzbrojonej policji.
Zaczal sie naplyw ludzi....
Detale na scianach Taj. 100% precyzji wykonania.
Ornamenty powstaly poprzez ulozenie idealnie dopasowanych kamieni w odpowiednio wydrazonej plycie marmurowej. Majstersztyk!!!!

Wolimy zielone papugi od szarych golebi :)
Brzydota Agry.



Spedzanie wolnego czasu w Agrze :)
Czerwony fort w Agrze.
Pan Mlody w drodze na swoj slub w tutejszym wydaniu. Prawdopodobnie dopiero za chwile pozna swoja malzonke, poniewaz malzenstwa kojarzone sa tu nadal na porzadku dziennym. Jedzie na bialym rumaku w asyscie calego orszaku i orkiestry. Znowu plejada barw, swiatel i skoczna indyjska muzyczka :)


Malpy na sasiednich dachach. W nocy chyba byly jakies porachunki bo sie bily miedzy soba.





Lokalny bohater Agry

[Grzegorz]
Tego posta chcialbym poswiecic pewnemu Panu Rikszarzowi, ktory nasz bardzo urzekl swoja osoba. Poniewaz wyladowalismy w Agrze dosc pozno,a do rejonu hotelowego mielismy okolo 6km ruszylismy szybkim krokiem w kierunku dzielnicy z hotelami. Po drodze zaczepialo nas wielu kierowcow autoriksz, ale wolelismy sie przespacerowac i zobaczyc jak wyglada miasto poznym wieczorem. Zaczepil nas tez kierowca rikszy (pol rower, pol taksowka :) ). Mial bardzo mala riksze wiec zwazywszy na nasze duze plecaki nie chcielismy jechac zeby Pana nie zameczyc. Pan schodzil z ceny i tak bardzo chcial nas zabrac i cos zarobic, ze stanelo na 10 rupiach (60groszy) za 6km trasy. Nie byl nachalny. Jechal obok nas i sobie milo z nami konwersowal :)
Wytlumaczylismy mu, ze razem z plecakami wazymy 160kg. Zrobil przerazona mine i odpuscil...Ale 10 metrow dalej znowu byl kolo nas, zeby nas zapewnic o swojej niebywalej sile. Nadmienie, ze przy dobrym wietrze i ze wszystkimi ubraniami Pan moze wazyl na oko z 50kg! Drobniutki facet. Postanowilismy dac mu zarobic. Zgodzilismy sie na kurs do hotelu po jego zapewnieniach o strasznej sile jaka dysponuje :) Nie mogl ruszyc wiec na poczatek popchnal riksze i wsiadl na rozpedzona. Pod gore ledwo sie wtaczal, czasem zsiadal, zeby pchac riksze jak nie mial sily. My sie czulismy paskudnie w tej calej sytuacji. Co z godnoscia ludzka? Chcielismy mu zaplacic juz po kilometrze cala stawke i isc dalej pieszo Pan walczyl jak lew o klientow i powiedzial ze super mu sie jedzie, zebysmy sie nie przejmowali ma sile i sie nie meczy. Proponowalismy zeby wiozl tylko bagaze, a my pojdziemy obok. Tez sie nie zgodzil. Chcial nas zawiesc do konca. Po drodze opowiadal nam o Agrze, o swojej rodzinie, o Indiach. Nie probowal nas oszukac, nie zawiozl nas do sklepow, ani nie stosowal innych indyjskich sztuczek. W koncu dotarlismy do celu. Chwile to zajelo, ale bylo warto. Pan zapracowal na swoje wynagrodzenie.
Zdobyl tez nasze uznanie i stosowne wynagrodzenie (nie bylo to tylko 10 rupi).

Dlaczego o tym piszemy? Bardzo nas to wydarzenie poruszylo i wzruszylo. Pan mial w sobie niesamowity hart ducha, wole walki o klienta i uczciwy zarobek, przy tym byl bardzo milym i nie nachalnym czlowiekiem. Mimo, ze przerastalo go fizycznie jechanie tak zaladowana riksza, ani przez moment sie nie skrzywil, nie marudzil, byl caly czas serdeczny i usmiechniety. Szacun dla tego Pana! Powinien byc wzorem dla wielu z nas..........