W samolocie z Kalkuty do Kuala Lumpur dwukrotnie wyznalismy sobie milosc:) Najpierw podczas startu, ktory zdawal sie trwac w nieskonczonosc i wydawalo nam sie,ze jedziemy za wolno i nie uda nam sie wzbic w powietrze a drugi raz podczas podchodzenia do ladowania. Byla noc, bylismy juz bardzo nisko, wyraznie widzielismy swiatla i zabudowania. Niebo rozdzieraly pioruny, ale nie padalo. Nagle calkiem zgaslo swiatlo, zrobila sie ciiiiisza, jak makiem zasial, co spotegowalo poczucie grozy. Po chwili podswietlily sie wyjscia ewakuacyjne. Slychac bylo jakies dziwne dzwieki, jakby to byla nieudana proba wysuniecia kol... Na szczescie za drugim razem sie udalo i zyjemy:D:D:D ale nas pilot nabral... :D
Blizniacze wieze Petronas Tower- symbol Kuala Lumpur, 452 m wysokosci.
Wieza telewizyjna wysoka na zaledwie 421m.
Bananowce.
A jednak zblizaja sie Swieta o czym handlowcy nie daja zapomniec..
Berlinskie misie w rejonie centrow handlowych w KL (Kuala Lumpur)
6 pieter elektroniki i innych meskich zabawek.
Liczi. Pycha!
Mangostin. Owoc nowy dla nas. Zjada sie tylko biale wnetrze. Zakazany w hotelach, poniewaz barwi trwale na fioletowo.
Petronas Tower widziane od dolu.
Elewacja.
Widok na miasto. Panorama. Niestety nie my jestesmy autorami fotki (wikipedia).
Oooo! Rozowe! Dragon fruit ma rozowa skorke i jaskrawo rozowe wnetrze. W smaku przypomina gigantyczne kiwi.
Elewacja hotelu :)
Chinski stol. W Europie nie wiadomo czemu nazywa sie go szwedzkim.
Co by tu wybrac....wszystko wyglada tak pysznie :)
Po kopczyku dla kazdego :)
Chinska swiatynia.
...i jej wnetrze...
Kadzidelka.
KL noca.
Kumutha i jej synek.
Znalazl sobie jakas fajna stope do zabawy.
Eeee....?
Owoce morza kupowane na patyki :)
Osmiorniczki.
Wybor owocow tez nas zaskoczyl. Uwaga! wszystko jest w naturalnych kolorach.
Plaze w Penang.
Jackfruit. 30kg pysznego slodkiego owocu.
Karol z Kumutha i jej rodzina. Niestety maz byl wtedy w pracy.
12 km miedzy Penangiem i ladem.
Zupka chinska w oryginalnym wydaniu :)
Wysiedlismy a tam....kosmos!!! Lotnisko bardzo nowoczesne, mnostwo swiatel, reklam, w toaletach czysto!! i byl papier toaletowy i mydlo!!! Uderzyla nas fala goraca, mimo,ze byla 4rano! w powietrzu czuc bylo duza wilgoc. Kuala Lumpur to metropolia na miare Nowego Yorku- mieszka tu ponad 7milionow ludzi. Duzym zaskoczeniem dla nas byl problem ze znalezieniem noclegu. Pierwszy raz zdarzylo nam sie,ze w 5 hotelach pod rzad z miejsca powiedziano nam,ze nie ma ani jednego wolnego pokoju. Na wejsciach do innych wisialy kartki "full" (pelny). Nie moglismy w to uwierzyc- okazalo sie,ze przyczyna jest prozaiczna- ot wakacje i weekend. W koncu zatrzymalismy sie w bardzo fajnym guest housie:) ktory reklamuje sie domowa atmosfera. Rzeczywiscie mozna poczuc sie jak w domu- jest czysto, na podlogach wykladzina, wszyscy chodza boso. Mozna sobie w kazdej chwili zrobic herbate czy kawe czy zjesc toasta z dzemem, w lazienkach jest czysto, jest mydlo i papier:) i dziala spluczka!:) Pewnie wielu z Was teraz sie usmiecha z politowaniem:) ale wierzcie nam,ze po 1,5 miesiaca spedzonym w Indiach i Nepalu ten porzadek i udogodnienia sa dla nas niewiarygodne:)
Miasto jest swietnie zaprojektowane, jest wielopoziomowe. Jest mnostwo podziemnych parkingow, dworcow, na kolejnych poziomach sklepy i biurowce, banki. Nad glowami w specjalnych tunelach przejscia dla pieszych i smigajace pociagi. Miasto jest bardzo zadbane, jest czysto! Jak na centrum wielkiego miasta jest bardzo zielono- drzewka rowno poprzycinane.
Po radosci z okazji powrotu do wysoko cywilizowanego swiata udalismy sie do Penangu, w odwiedziny do Kumuthy - kolezanki Karola. Znaja sie od ponad 15 lat, ale nigdy nie spotkaly sie na zywo. To byla znajomosc typu "pen-friend" z czasow, kiedy e-maile i facebook nie byly jeszcze popularne:) Kumutha okazala sie bardzo otwarta i mimo pewnych obaw od razu udalo nam sie nawiazac dobry kontakt. Cala jej rodzina przyjela nas szalenie sympatycznie :) poznalismy tez meza Kumuthy- warto dodac,ze bylo to malzenstwo skojarzone przez rodzicow. Mlodzi poznali sie,kiedy juz zapadla decyzja o slubie. Na szczescie przypadli sobie do gustu :) i wydaja sie byc udana para :)
Penang to najwieksze miasto w Malezji, polozone na wyspie, ktora jest polaczona z ladem 12km mostem. Slynie z pieknych plaz- na jedna z nich Kumutha nas zabrala:) Penang zostal czesciowo zniszczony przez tsunami w 2006r- znajomi Kumuthy mowili,ze widzieli fale wielkosci palm kokosowych!! Niestety nie moglismy dluzej nacieszyc sie widokiem rajskich plaz, poniewaz juz czekal na nas Bangkok.
Wieza telewizyjna wysoka na zaledwie 421m.
A jednak zblizaja sie Swieta o czym handlowcy nie daja zapomniec..
Berlinskie misie w rejonie centrow handlowych w KL (Kuala Lumpur)
6 pieter elektroniki i innych meskich zabawek.
Liczi. Pycha!
Mangostin. Owoc nowy dla nas. Zjada sie tylko biale wnetrze. Zakazany w hotelach, poniewaz barwi trwale na fioletowo.
Petronas Tower widziane od dolu.
Elewacja.
Widok na miasto. Panorama. Niestety nie my jestesmy autorami fotki (wikipedia).
Oooo! Rozowe! Dragon fruit ma rozowa skorke i jaskrawo rozowe wnetrze. W smaku przypomina gigantyczne kiwi.
Elewacja hotelu :)
Chinski stol. W Europie nie wiadomo czemu nazywa sie go szwedzkim.
Co by tu wybrac....wszystko wyglada tak pysznie :)
Po kopczyku dla kazdego :)
Chinska swiatynia.
...i jej wnetrze...
Kadzidelka.
KL noca.
Kumutha i jej synek.
Znalazl sobie jakas fajna stope do zabawy.
Eeee....?
Owoce morza kupowane na patyki :)
Osmiorniczki.
Mix makaronow z owocami morza.
Luksusowe autobusy. 100 razy wygodniej niz w kazdym samolocie.Wybor owocow tez nas zaskoczyl. Uwaga! wszystko jest w naturalnych kolorach.
Plaze w Penang.
Jackfruit. 30kg pysznego slodkiego owocu.
Karol z Kumutha i jej rodzina. Niestety maz byl wtedy w pracy.
12 km miedzy Penangiem i ladem.
Zupka chinska w oryginalnym wydaniu :)