poniedziałek, 12 grudnia 2011

Kuala Lumpur- czy to kosmos?

W samolocie z Kalkuty do Kuala Lumpur dwukrotnie wyznalismy sobie milosc:) Najpierw podczas startu, ktory zdawal sie trwac w nieskonczonosc i wydawalo nam sie,ze jedziemy za wolno i nie uda nam sie wzbic w powietrze a drugi raz podczas podchodzenia do ladowania. Byla noc, bylismy juz bardzo nisko, wyraznie widzielismy swiatla i zabudowania. Niebo rozdzieraly pioruny, ale nie padalo. Nagle calkiem zgaslo swiatlo, zrobila sie ciiiiisza, jak makiem zasial, co spotegowalo poczucie grozy. Po chwili podswietlily sie wyjscia ewakuacyjne. Slychac bylo jakies dziwne dzwieki, jakby to byla nieudana proba wysuniecia kol... Na szczescie za drugim razem sie udalo i zyjemy:D:D:D ale nas pilot nabral... :D

Wysiedlismy a tam....kosmos!!! Lotnisko bardzo nowoczesne, mnostwo swiatel, reklam, w toaletach czysto!! i byl papier toaletowy i mydlo!!! Uderzyla nas fala goraca, mimo,ze byla 4rano! w powietrzu czuc bylo duza wilgoc. Kuala Lumpur to metropolia na miare Nowego Yorku- mieszka tu ponad 7milionow ludzi. Duzym zaskoczeniem dla nas byl problem ze znalezieniem noclegu. Pierwszy raz zdarzylo nam sie,ze w  5 hotelach pod rzad z miejsca powiedziano nam,ze nie ma ani jednego wolnego pokoju. Na wejsciach do innych wisialy kartki "full" (pelny). Nie moglismy w to uwierzyc- okazalo sie,ze przyczyna jest prozaiczna- ot wakacje i weekend. W koncu zatrzymalismy sie w bardzo fajnym guest housie:) ktory reklamuje sie domowa atmosfera. Rzeczywiscie mozna poczuc sie jak w domu- jest czysto, na podlogach wykladzina, wszyscy chodza boso. Mozna sobie w kazdej chwili zrobic herbate czy kawe czy zjesc toasta z dzemem, w lazienkach jest czysto, jest mydlo i papier:) i dziala spluczka!:) Pewnie wielu z Was teraz sie usmiecha z politowaniem:) ale wierzcie nam,ze po 1,5 miesiaca spedzonym w Indiach i Nepalu ten porzadek i udogodnienia sa dla nas niewiarygodne:)

Miasto jest swietnie zaprojektowane, jest wielopoziomowe. Jest mnostwo podziemnych parkingow, dworcow, na kolejnych poziomach sklepy i biurowce, banki. Nad glowami w specjalnych tunelach przejscia dla pieszych i smigajace pociagi. Miasto jest bardzo zadbane, jest czysto! Jak na centrum wielkiego miasta jest bardzo zielono- drzewka rowno poprzycinane.

Po radosci z okazji powrotu do wysoko cywilizowanego swiata udalismy sie do Penangu, w odwiedziny do Kumuthy - kolezanki Karola. Znaja sie od ponad 15 lat, ale nigdy nie spotkaly sie na zywo. To byla znajomosc typu "pen-friend" z czasow, kiedy e-maile i facebook nie byly jeszcze popularne:) Kumutha okazala sie bardzo otwarta i mimo pewnych obaw od razu udalo nam sie nawiazac dobry kontakt. Cala jej rodzina przyjela nas szalenie sympatycznie :) poznalismy tez meza Kumuthy- warto dodac,ze bylo to malzenstwo skojarzone przez rodzicow. Mlodzi poznali sie,kiedy juz zapadla decyzja o slubie. Na szczescie przypadli sobie do gustu :) i wydaja sie byc udana para :)
Penang to najwieksze miasto w Malezji, polozone na wyspie, ktora jest polaczona z ladem 12km mostem. Slynie z pieknych plaz- na jedna z nich Kumutha nas zabrala:) Penang zostal czesciowo zniszczony przez tsunami w 2006r- znajomi Kumuthy mowili,ze widzieli fale wielkosci palm kokosowych!! Niestety nie moglismy dluzej nacieszyc sie widokiem rajskich plaz, poniewaz juz czekal na nas Bangkok. 

Blizniacze wieze Petronas Tower- symbol Kuala Lumpur, 452 m wysokosci.
 Wieza telewizyjna wysoka na zaledwie 421m.

 Bananowce.
 A jednak zblizaja sie Swieta o czym handlowcy nie daja zapomniec..

 Berlinskie misie  w rejonie centrow handlowych w KL (Kuala Lumpur)

 6 pieter elektroniki i innych meskich zabawek.
 Liczi. Pycha!
 Mangostin. Owoc nowy dla nas. Zjada sie tylko biale wnetrze. Zakazany w hotelach, poniewaz barwi trwale na fioletowo.
 Petronas Tower widziane od dolu.
 Elewacja.
 Widok na miasto. Panorama. Niestety nie my jestesmy autorami fotki (wikipedia).
 Oooo! Rozowe! Dragon fruit ma rozowa skorke i jaskrawo rozowe wnetrze. W smaku przypomina gigantyczne kiwi.
 Elewacja hotelu :)
 Chinski stol. W Europie nie wiadomo czemu nazywa sie go szwedzkim.
 Co by tu wybrac....wszystko wyglada tak pysznie :)
 Po kopczyku dla kazdego  :)
 Chinska swiatynia.
 ...i jej wnetrze...


 Kadzidelka.
 KL noca.
  Kumutha i jej synek.
 Znalazl sobie jakas fajna stope do zabawy.
 Eeee....?
 Owoce morza kupowane na patyki :)
 Osmiorniczki.

 Mix makaronow z owocami morza.
 Luksusowe autobusy. 100 razy wygodniej niz w kazdym samolocie.
 Wybor owocow tez nas zaskoczyl. Uwaga! wszystko jest w naturalnych kolorach.
 Plaze w Penang.
 Jackfruit. 30kg pysznego slodkiego owocu.
 Karol z Kumutha i jej rodzina. Niestety maz byl wtedy w pracy.
 12 km miedzy Penangiem i ladem.
 Zupka chinska w oryginalnym wydaniu :)



Darjeeling i Kalkuta- ostatnie chwile w Indiach

Spedzilismy kilka leniwych dni w spokojnym Darjeeling i wcale nie bylo nam spieszno do powrotu do duzych miast, ale trzeba bylo ruszyc dalej. Pierwszy fragment podrozy chcielismy pokonac "zabawkowym pociagiem"- jak potocznie nazywa sie Himalajska Kolej Waskotorowa. Zostala ona zbudowana w latach 1879-1881 i rzeczywiscie, kiedy ciuchcia mocno sapiac podjechala na stacje powialo przeszloscia :D

W nastepnej kolejnosci czekal nas offroad jeepem w dol wzgorza. Z cala pewnoscia moge powiedziec,ze byla to jedna z najgorszych przejazdzek w moim zyciu. Kierowca minal sie z powolaniem i zamiast w rajdach F1 wozi ludzi do i z Darjeeling. Po kilku godzinach znalezlismy sie w pociagu do Kalkuty, gdzie ku naszemu zaskoczeniu okazalo sie,ze mamy spedzic 11h podrozy noca siedzac!!! komputer przydzielil nam po polowie kuszetki!! i to wcale nie razem. Kazde z nas mialo spac/siedziec/siedziec spiac z jakims facetem. Zrobilismy awanture i powolujac sie na moj rzekomy stan blogoslawiony (Mamo nie jestem w ciazy! :) dostalismy po calym miejscu :)

W koncu dotarlismy do Kalkuty- naszego ostatniego przystanku w Indiach. Jest to ogromne 15milionowe miasto. Ulice zyja swoim zyciem, na dwoch roznych biegunach. Z jednej strony sa luksusowe sklepy, McDonalds, widoczny dobrobyt w postaci wielu zbednych kilogramow pod saree;) a z drugiej niewiarygodna wrecz bieda. Jest mnostwo slumsow, bezdomnych,na ulicach porozkladane sa legowiska i cos, co nas zupelnie przerazilo, czyli piesze riksze!! Wydawalo by sie normalna dorozka..ale zamiast konia jest...czlowiek!!! brak slow...Podobno podczas monsunow jest to jedyny srodek transportu przez zalane po kolana ulice. Bieda jest tak wszechogarniajaca, ze pewnego razu kiedy wracalismy noca, facet ulozyl sie do spania na srodku chodnika i gdybym nie krzyknela do Grzegorza, ten by na niego po prostu wszedl. Tuz kolo naszego hotelu na ulicy byla "knajpka"  (to za duze slowo), gdzie jedlismy. Jedzenie bylo pycha i baardzo tanie- Grzegorz jadal obiady za 1,5zl, ale ciekawsze bylo,ze przysiadali sie rowniez bezdomni. Byla jedna pani, ktora bardzo dobrze mowila po angielsku i opowiadala, jak horrendalnie drogie sie mieszkania w Kalkucie- wspolnie z innymi obcokrajowcami przeliczylismy,ze kosztuja ok22tysEuro (ok100tys.zl). Mniej wiecej 4-5razy taniej niz mieszkanie w Warszawie, ale dla lokalsow nieosiagalne. Szokujace dla nas bylo, jak wielu ludzi wyciagalo reke po pieniadze i nie byli to ludzie zebrzacy caly dzien. Zdarzylo sie niejednokrotnie,ze widzac biale twarze ludzie po prostu do nas podchodzili proszac o pieniadze. Raz idac na sniadanie, w ww opisane miejsce zaczepil nas ok.7 letni chlopiec zabrzac, mial zbolala mine. Chwile pozniej jakis Hiszpan- wygladajacy jakby spedzil tu wiele czasu, wzial go na kolana. Zaczal go przytulac, laskotac- chlopiec lgnal do niego smiejac sie. Zupelnie inne dziecko, niz przed chwila. Godzine pozniej ten sam chlopiec nie poznajac nas, znowu zaczepil nas ze zbolala mina. Straszne jest, ze jedyne czego te dzieci sa uczone, to jak zebrac!!!!
Bylismy tez w Motherhouse- czyli domu zalozonym przez Matke Terese. Jest wystawa zdjec, grob, mozna tez zwiedzic pokoik w ktorym przez ostatnie 40 lat pracy na misjach pracowala i w ktorym zmarla w 1997r.
Kalkuta naprawde robi ogromne wrazenie i cieszymy sie,ze pojechalismy tam na koniec naszego pobytu w Indiach  a nie na poczatku np. tuz po wyladowaniu z luksusowej Europy. Serce by nam peklo...

Himalayan Toy Railway. Najwyzej na swiecie (wciaz) jezdzaca kolejka parowa. Wrazenie jakbysmy sie cofneli o 150 lat :) Rozstaw torow to 2 stopy.




Psy bez instynktu. Leza na srodku ulicy..
To nie chmury to gory:) Kanchendzonga 8600m n.p.m- gorujaca nad Darjeeling-trzeci najwyzszy szczyt Ziemii.
 Kanchendzonga.
 Ostry ladunek...
 .... papryczki green chilli :)
 Banany do wyboru: male i duze, zielone i zolte, w kisciach i na sztuki.

 Hahaha. A gdzie sie podzialy szatandarowe hamburgery? Wyparly je Vegburgery :)
Pracownik miesiaca :)
   Uliczne restauracje. Moze nie wygladaja dobrze...ale jedzenie naprawde pyszne.
 Wnetrze silnika... chyba pierwszy raz zajrzalem do srodka silnika.
 W warsztacie.
 Serwis elektroniki. Lutuja recznie nawet scalaki...
 
Zycie rikszarza czesc 1: W oczekiwaniu na klienta.
Zycie rikszarza czesc 2: Przeciaganie klienta przez miasto.
Riksza w pelnej okazalosci. Czy tam nie powinien byc kon?!
 Taxi na lotnisko.

Golenie na ulicy widziane z taksowki :)