450km w 12 godzin pociagiem.
200km w 5 godzin autobusem.
180km w 6 godzin samochodem.
Po wizycie w mistycznym Varanasi postanowilismy ruszyc na polnoc, w kierunku Nepalu. Wymagalo to polaczenia kilku srodkow transportu, ale dosc sprawnie nam poszlo (jak na lokalne standardy). Najbardziej emocjonujacy byl ostatni odcinek :) Poniewaz autobus na ostatnim odcinku jedzie 12h z przerwa na noc (nie wolno autobusom jezdzic w gorach po zmroku), wybralismy taksowke. Niestety taksowkarze zadali patologicznie wysokich kwot :/ Ostatecznie postanowilismy isc na inny dworzec i tam jeszcze probowac znalezc jakis transport. Po drodze, zaczepil nas kierowca z Suzuki Maruti. Zaoferowal taksowke w cenie autobusu... Bylo to podejrzane, ale zlamalismy swoje postanowienie niekorzystania z podejrzanych ofert. Podobno kogos odwiozl na granice i wracal... W ten oto sposob ruszylismy gorskimi serpentynkami do Pokhary . Takich jeszcze niegdy nie widzielismy... 180km non-stop zawijasami, ani jednego prostego odcinka. Nie dziwi nas, ze autobusy w nocy maja zakaz jazdy... Po drodze widzielismy zderzenie ciezarowki z autobusem i samochod, ktory wypadl z trasy, bo kierowca najprawdopodobniej przysnal. Mimo deszczu, ciemnosci i serpentyn cali i zdrowi dotarlismy do celu, a Pan kierowca nie okazal sie podstepna szuja :) Jestesmy pelni podziwu dla jego umiejetnosci prowadzenia pojazdow mechanicznych :)
Sama granica byla zabawnym przezyciem :) Na tak "wyluzowanej" granicy nigdy nie bylismy :) Prawie jej nie zauwazylismy :P Jakis Pan nas zaczepil, myslelismy ze znowu jakis natarczywy taksowkarz... zaprosil nas do stoliczka i kazal wypelnic po papierku. Calosc zajela nam moze 1 min. Ten stoliczek z kartkami stojacy przy drodze to wlasnie przejscie graniczne :P Samochody i motocykle w ogole sie chyba nie zatrzymywaly (z naszych obserwacji). Moze Indie maja z Nepalem jakas unie celna w rodzaju naszego Shoengen :D Potem wyskoczylismy z kilku USD na wize nepalska przy nastepnym drewnianym stoliczku. Nikt nam nie robil problemow, ze polowe formularza zostawilismy pustego (nie wiedzielismy gdzie jedziemy, jaki hotel wybierzemy, jaki jest cel naszej podrozy itp.) Zadzialala magia profesji "medical doctor" i "engineer"... :D Uslyszelismy "good couple" potwierdzone szerokim usmiechem pogranicznika i dostalismy z powrotem paszporty z wklejonymi wizami :) i tak oto jestesmy juz w Nepalu :)
Problemy z brzuszkami co jakis czas do nas wracaja z mniejsza lub wieksza sila, wiec w Pokharze spedzilismy jeden dzien wiecej w celu regeneracji i zadbania o zdrowie. Pokhara jest malowniczo polozona nad wielkim jeziorem otoczona ze wszystkich stron gorami. Wzdloz brzegu jeziora ciagnie sie ulica przypominajaca nasze rodzime Krupowki :) Sa dwa rodzaje sklepow: z lokalnymi produktami z welny, koralikami itp. Drugi rodzaj sklepow, to sklepy z ciuchami turystycznymi. We wszystkich mozna kupic produkty "original nepal" The North Face i Mammut :) Na zapleczach sklepow slychac prace maszyn do szycia hehe :) Ma to swoj urok.
Nepal jest przyjemna odskocznia po Indiach. Jest wizualnie czysciej (choc rozne choroby podobno tez na nas tu czyhaja). Dosc duza roznica, ktora jest mocno dla nas odczuwalna to udzial kobiet w zyciu spolecznym. Od prawie miesiaca nie mielismy okazji zamienic ani slowa z kobietami, a tutaj pracuja w sklepach, knajpach, mozna je spotkac na ulicy i sa kontaktowe :) Swiat z kobietami jest jednak piekniejszy :) Nepalczycy duzo sie usmiechaja, sa bardzo sympatyczni, nie ma tu natarczywosci sprzedawcow i taksowkarzy. Mozemy w koncu od tego odpoczac.
Ruszamy dzis na trekking do ABC Annapurny (Advanced Base Camp Annapurna, inaczej nazywane Annapurna Sanctuary). Bedzie kilka dni przerwy w postach z powodu pobytu na szlaku (planujemy 7 dni).
W autobusie w drodze na granice Nepalsko- Indyjska.
Na "Krupowkach" w Pokharze.
Ladnie???
200km w 5 godzin autobusem.
180km w 6 godzin samochodem.
Po wizycie w mistycznym Varanasi postanowilismy ruszyc na polnoc, w kierunku Nepalu. Wymagalo to polaczenia kilku srodkow transportu, ale dosc sprawnie nam poszlo (jak na lokalne standardy). Najbardziej emocjonujacy byl ostatni odcinek :) Poniewaz autobus na ostatnim odcinku jedzie 12h z przerwa na noc (nie wolno autobusom jezdzic w gorach po zmroku), wybralismy taksowke. Niestety taksowkarze zadali patologicznie wysokich kwot :/ Ostatecznie postanowilismy isc na inny dworzec i tam jeszcze probowac znalezc jakis transport. Po drodze, zaczepil nas kierowca z Suzuki Maruti. Zaoferowal taksowke w cenie autobusu... Bylo to podejrzane, ale zlamalismy swoje postanowienie niekorzystania z podejrzanych ofert. Podobno kogos odwiozl na granice i wracal... W ten oto sposob ruszylismy gorskimi serpentynkami do Pokhary . Takich jeszcze niegdy nie widzielismy... 180km non-stop zawijasami, ani jednego prostego odcinka. Nie dziwi nas, ze autobusy w nocy maja zakaz jazdy... Po drodze widzielismy zderzenie ciezarowki z autobusem i samochod, ktory wypadl z trasy, bo kierowca najprawdopodobniej przysnal. Mimo deszczu, ciemnosci i serpentyn cali i zdrowi dotarlismy do celu, a Pan kierowca nie okazal sie podstepna szuja :) Jestesmy pelni podziwu dla jego umiejetnosci prowadzenia pojazdow mechanicznych :)
Sama granica byla zabawnym przezyciem :) Na tak "wyluzowanej" granicy nigdy nie bylismy :) Prawie jej nie zauwazylismy :P Jakis Pan nas zaczepil, myslelismy ze znowu jakis natarczywy taksowkarz... zaprosil nas do stoliczka i kazal wypelnic po papierku. Calosc zajela nam moze 1 min. Ten stoliczek z kartkami stojacy przy drodze to wlasnie przejscie graniczne :P Samochody i motocykle w ogole sie chyba nie zatrzymywaly (z naszych obserwacji). Moze Indie maja z Nepalem jakas unie celna w rodzaju naszego Shoengen :D Potem wyskoczylismy z kilku USD na wize nepalska przy nastepnym drewnianym stoliczku. Nikt nam nie robil problemow, ze polowe formularza zostawilismy pustego (nie wiedzielismy gdzie jedziemy, jaki hotel wybierzemy, jaki jest cel naszej podrozy itp.) Zadzialala magia profesji "medical doctor" i "engineer"... :D Uslyszelismy "good couple" potwierdzone szerokim usmiechem pogranicznika i dostalismy z powrotem paszporty z wklejonymi wizami :) i tak oto jestesmy juz w Nepalu :)
Problemy z brzuszkami co jakis czas do nas wracaja z mniejsza lub wieksza sila, wiec w Pokharze spedzilismy jeden dzien wiecej w celu regeneracji i zadbania o zdrowie. Pokhara jest malowniczo polozona nad wielkim jeziorem otoczona ze wszystkich stron gorami. Wzdloz brzegu jeziora ciagnie sie ulica przypominajaca nasze rodzime Krupowki :) Sa dwa rodzaje sklepow: z lokalnymi produktami z welny, koralikami itp. Drugi rodzaj sklepow, to sklepy z ciuchami turystycznymi. We wszystkich mozna kupic produkty "original nepal" The North Face i Mammut :) Na zapleczach sklepow slychac prace maszyn do szycia hehe :) Ma to swoj urok.
Nepal jest przyjemna odskocznia po Indiach. Jest wizualnie czysciej (choc rozne choroby podobno tez na nas tu czyhaja). Dosc duza roznica, ktora jest mocno dla nas odczuwalna to udzial kobiet w zyciu spolecznym. Od prawie miesiaca nie mielismy okazji zamienic ani slowa z kobietami, a tutaj pracuja w sklepach, knajpach, mozna je spotkac na ulicy i sa kontaktowe :) Swiat z kobietami jest jednak piekniejszy :) Nepalczycy duzo sie usmiechaja, sa bardzo sympatyczni, nie ma tu natarczywosci sprzedawcow i taksowkarzy. Mozemy w koncu od tego odpoczac.
Ruszamy dzis na trekking do ABC Annapurny (Advanced Base Camp Annapurna, inaczej nazywane Annapurna Sanctuary). Bedzie kilka dni przerwy w postach z powodu pobytu na szlaku (planujemy 7 dni).
W autobusie w drodze na granice Nepalsko- Indyjska.
Na "Krupowkach" w Pokharze.
Ladnie???
Jezioro nad ktorym lezy Pokhara. Calosc otoczona gorami ze wszystkich stron.
Bagaze i ludzie podrozuja tutaj rowniez na dachach autobusow :) Mozna np. przewiesc kajaki na autobusie :)
Chwiala relaksu na molo.
W restauracji znalezlismy kartke przestrzegajaca przed dawaniem pieniedzy zebrajacym na ulicy... nie glupia tresc...