sobota, 29 października 2011

Niby dalej Mumbaj, a jakby inne miasto

[K&G]
Kolejny dzien... Pierwsza podroz lokalnym pociagiem gdzie bylismy nie lada atrakcja turystyczna :) Potem wycieczka busem po miescie (przewodnik mowil tylko w loklanym jezyku wiec ucieklismy :) ) Przysiedlismy przy India Gate i tam stalismy sie juz totalna sensacja... Ludzie jak oszaleli zaczeli sobie trzaskac  z nami foty, do tego stopnia ze zgromadzil sie spory tlum wiec znowu musielismy uciekac :P Popularnosc nas przerosla :D W przyszlosci moze zaczniemy na tym dorabiac gdyby skonczyla nam sie kasa... Potem Pan Hindus obiecal, ze zrobi z nas gwiazdy Bolywood dzis wieczorem.Nadal jestesmy notorycznie zaczepiani i dotykani na ulicach, wszyscy sie straszliwie gapia i wcale nie udaja, ze jest inaczej. Dzis zeby sie wtopic w tlum kupilismy lokalne ciuchy :) Jutro jedziemy do Ajanty i Ellory zwiedzac malowidla w jaskiniach.
Dzis spimy w YWCA (dzieki Marta za porade) gdzie jest bardzo czysto i schludnie, dziala klima! Przenieslismy sie do innej dzielnicy. Jezdza tu samochody, a nie riksze i... sa chodniki, a nie piach i bloto!!! Jest wiecej turystow i generalnie jest czysciej (jak na warynki indyjskie). Mozemy tu odrobine odetchnac...

W dniu wylotu...Usmiechy na twarzach zdradzaja nasza nieswiadomosc co nas czeka... :P
 Odplyw na Juhu Beach - lokalne Beverly Hills.

Autoriksze. Taryfa: 40groszy/kilometr.


 Ludzie i pojazdy zyja w symbiozie. Wyglada to jak jeden potok. Ludzie wchodza miedzy samochody i jest to jedyna mozliwosc przejscia przez ulice.

 Ludzie cierpia glod, a w tym czasie swiete krowy dumnie spaceruja po ulicach.


 Slumsy.

 Doktor i jego caly szpital w tle (leczy wszystko kolorowymi tabletkami ze sloikow).
 Deevali czyli Hinduski Nowy Rok spedzamy z rodzina doktora Sidhartha i jego sasiadami.

 Kapliczki w apartamencie doktora Sida.

 Widok z okna apartamentu.
Uliczne zycie.

Uliczny market to plejada barw, zapachow i smakow.


Sposob na przezycie - wazenie przechodniow.
Noce trzeba spedzac pod moskitiera.


piątek, 28 października 2011

SZOK!!!

[K&G]
Przepraszamy za brak  Polskich znakow i zdjec. Piszemy z hinduskiej kafejki i tylko dzieki pisaniu pamieciowemu jestem w stanie okreslic pozycje klawiszy
Ostatnie dni przed wyjazdem byly szalone. Klaslismy sie spac o 4 nad ranem by wstac o 8 i dalej dzialac.
Bardzo wszystkim dziekujemy za impreze pozegnalna, cieple slowa i prezenty na droge :)

Po szczegolowym przesluchaniu przez Mosad polecielismy do Izraela i tan po 6 godzinach przesiedlismy sie do samolotu do Bombaju. Na miejscu dopadl nas SZOK i uczucie oddychania przez mokry goracy recznik na twarzy!!!
Juz na lotnisku chcieli nas oszukac w taksowce i kantorze. Pojechalismy do poznanego przez coachsurfing doktora. Przyjal nas do swojej kliniki (dla nas ciezko to nazwac klinika). Spimy na zapleczu w przyjemnym pokoiku. Podroz taksowka z lotniska i to co widzielismy za oknem wdawalo sie dantejskimi scenami. Wydawalo nam sie ze jedziemy przez slumsy, a okazuje sie ze tak wyglada caly Mumbaj. Mielismy okazje przejsc sie po ulicy. Na ulicy chodza krowy. Riksze, rowery, motocykle i samochody plyna drogami niczym rzeka (cala dobe). Duzo ludzi chodzi na bosaka, spi na ulicy, dzieci sie na nas wieszaja zeby im cos dac... I jeszcze nasz lek prze wszystkim ze wzgledu na higiene. Zaczelismy probowac dania indyjskie, sa smaczne ale wszysktie ostre. Roznia sie glownie iloscia chili i wygladem :) W smaku podobne :) Bylismy tez na kolacji u doktora (a dokladniej zaprosil nas na kolacje do jego sasiadow :) ) Szokiem bylo to, ze kobiety nie byly dopuszczone do stolu, a w ich mieszkaniach mieszkala tez sluzba (np. 12 letni chlopiec). Po milych rozmowach i filmie bolywood wrocilismy do kliniki na noc. Komarow poki co nie spotykamy i z naszymi brzuszkami tez OK. Jutro konczymy podboj Mumbaju i ruszamy do Ellory, a potem Radzastanu. Fotki niebawem (tutaj jest zbyt wolny internet).


Wszysktiego najlepszego z okazji Hinduskiego nowego roku!! Wczoraj bylo Diwali czyli swieto swiatla i nowy rok. Cala noc byly imprezy i fajerwerki:) Naprawde te indie moze i brudne ale napewno tez kolorowe i maja swoj urok.

Dzis prawie caly dzien przespalismy bo bylismy wszystkim juz wykonczeni wiec tylko wieczorem ruszylismy na uliczny market. Rzeczy maja raczej nam znane :) Dokladnie sa takie jak sobie wyobrazamy indyjskie towary :) Ale jest kolorowo i duzo swiatelek.

Powoli szok opanowujemy! :D

mumbaj..pierwszy szok

[Karolek]
za chwilke zamykaja kafejke internetowa, w ktorej jestesmy..tak wiec tym razem nie zdaze wszystkiego napisac...widze,ze Grzegorz napisal dlugiego posta..wiec ja napisze tylko o samej "klinice" indyjskiej, gdzie spimy..
jak juz Grzes pisal goscil nas u siebie poznany na coucsurfingu doktor. Po zostawieniu rzeczy na lozku przyszedl po mnie z pytaniem,czy chce zobaczyc jak przyjmuje pacjentow..chcialam..i nie moglam wlasnym oczom uwierzyc!! Kazda wizyta trwala gora 6minut, doktor pytal co dolega, potem przykladal sluchawke do koszuli pacjenta..dotykal jego reki i czola i juz...duagnoza gotowa, po czym odwracal sie do stojacego obok niego regalu i bral do reki kolejne wielkie sloje pelne tabletek i rekami wykladal je na stol, potem wkladal do malych foliowych torebeczek, mowil jak brac, zaplata..i koniec wizyty. Nie prowadzi zadnej dokumentacji, nic nie zapisuje..mowi,ze prowadzi ten klinike od 12lat i zna kazdego w okolicy i pamieta na co choruja..recept nie wystawia,bo ludzie nie maja pieniedzy,zeby isc do apteki..najbiedniejszych chorych mozna poznac po braku butow..pytalam go, jakich przypadkow ma najwiecej- okazuje sie,ze prym wiedzie malaria i WZW typu A. nie bede sie rozpisywac, jakich lekow uzywa..ale biednym daje chinine na malarie, lek ktory podobno juz zupelnie nie dziala..
ciekawie rowniez wygladaja wizyty chorych kobiet, ktore najczesciej przychodza z mezem do lekarza i...pan doktor pyta meza, jak ona sie czuje..a ta ona siedzi przeciez obok!! musze przyznac, ze cala ta klinika zrobila na mnie mega wrazenie..dodam jeszcze,ze byl to pokoik 2x2m, w ktorym byl stolik, fotel doktora, regalik ze slojami tabletek i mala kozetka :D
niekt nie zawracal sobie glowy rekawiczkami, higiena np.pod kozetka lezaly brudne strzykawki z krwia.
Juz zamykaja..wiec dodam jeszcze,ze ludzie szanuja pana doktora :) przed wejsciem do kliniki wszyscy zdejmuja buty:D przynosza prezenty, w koncu taki doktor to dobro spoleczne :) doktor ma sjeste miedzy 13 a 17- i jak skonczyl przyjmowac wczoraj chorych, zamowil nam pierwsze hinduskie jedzenie..byly to male bulki z czyms warzywnym w srodku- mega ostre, wyjal z papierka te kanapke..i tymi rekami po pacjentach, tabletkach,malarii i nie wiadomo czym jeszcze- podal mi ja..wzielam ze scisnietym zoladkiem i...zaczelam jesc...i dalej zyje!!!! :D:D:D
tym optymistycznym akcentem konczymy na dzis, bo pan z kajfeki chce juz isc do domu :) :)

chyba mam jeszcze kilka minutek..po poludniu poszlismy na spacer na plaze- niby jakies 2km..ale wymeczylo nas okrutnie..duchota, skwar, smog i wszechogarniajacy smrod (najczesciej padliny, zgnilizny i rynsztoku). Po drodze mijalismy ludzi spiacych na ziemi, brudne dzieci zebrzace i lapiace nas za rece, straszny syf i zgielk. Wszyscy tu trabia, jezdza jak szaleni, Nie lada wyzwanbiem jest przejscie przez ulice. Nie ma tu zasad ruchu drogowego. Po powrocie do pokoju zostalismy zaproszeni do apartamentu doktora na 15 pietrze wiezowca z okazji Diwali (nowy rok hinduski). Tam kolejny szok.... Piekny luskusoway apartament i ....sluzacy. Byl to okolo 12-letni chlopiec ktorego nam nie przedstawiono nawet. Po pytaniu kto to, uslyszelismy, ze to tylko kucharz (bez imienia?). Traktowali go jak powietrze, nie wchodzil do pokoju, czekal na wezwanie na korytarzu. Niechcacy weszlam w malowidla na posadzce przed drzwiami wejsciowymi. Chlopiec przyniosl szmatke i chcial mi powycierac nogi....SZOK!