poniedziałek, 2 stycznia 2012

Myanmar / Birma czesc 2/2

Wigilia w Mandalay miala w sobie cos magicznego..z dala od dekoracji swiatecznych,ktorych tu po prostu w ogole nie bylo, z dala od piosenek swiatecznych, ktorych pewnie tam w Polsce mieliscie juz dosc:) Nastroj tworzyly: bialy recznik w roli odswietnego obrusa, biale swieczki kupione w supermarkecie i magnes na lodowke w ksztalcie choinki:) Takiego postu przed wigilijna kolacja to chyba jeszcze nigdy nie mielismy:) W dodatku nalezalo jeszcze wymyslic birmanskie dania wigilijne,ktore dalibysmy rade zjesc.. Po raz kolejny wybor padl na rybe- tym razem obylo sie bez przygod, choc jedlismy ja z dusza na ramieniu:) Z innych dan mielismy grillowana kukurydze-danie wigilijne moze niezbyt popularne;) ale u nas w charakterze dania ratunkowego-gdyby sie okazalo,ze nic innego nie da sie zjesc. Na ryz zawsze mozna liczyc-nawet w Birmie byl dobry:)do tego gotowane warzywa i chapati- indyjskie podplomyki, ktorymi sie lamalismy skladajac zyczenia. W roli tradycyjnego kompotu z suszu wystepowala puszka Coca- Coli:)- napoju ekskluzywnego, trudno dostepnego i drogiego (1,5l za 8zl). Sami spiewalismy koledy..i szybko sie okazalo,ze w wiekszosci pamietalismy tylko pierwsze zwrotki. Moja S.P. Babcia miala racje, zeby spiewac samemu nie ogladajac sie na telewizyjne wykonania. Byl tez Sw. Mikolaj- zostawil nam opakowanie czekoladek pod choinka:) Po uroczystej kolacji udalismy sie na ciemne ulice w poszukiwaniu kosciola katolickiego, ktory wedle mapy gdzies mial byc. Jakaz byla nasza radosc, gdy udalo nam sie go znalezc :D A tam wszystko tak, jak byc powinno tj. zlobek a w nim Dzieciatko, Maryja i Jozef, pastuszkowie i palmy zamiast choinek :) Zostalismy na pasterce. Ktos wskazal nam miejsce siedzace tuz przed oltarzem- byl to organista jak sie pozniej okazalo. Nagle zaczelo sie: tlum ryknal z calej sily :D wszyscy spiewali tak glosno, jak sie tylko da! Tak,zeby chyba sam Bog w niebie uslyszal :) Bylo kilka koled po angielsku, i wstawki angielskie w kazaniu (to chyba z dedykacja dla nas). Bylo nam bardzo milo z  tego powodu bo moglismy tez cos dzieki temu zrozumiec. Z birmanskim idzie nam nadal slabo :P Kilka koled bylo nawet po lacinie i pewnie bylismy jedynymi osobami w kosciele smiejacymi sie z "Peter noster" zamiast " Pater noster" :D

Nastepny dzien rozpoczelismy od spotkania z ksiedzem. Niestety rozmowa sie nie za bardzo kleila,bo my probowalismy sie czegos dowiedziec o sytuacji ludzi w Birmie, a ksiadz byl tak zestresowany, ze udzielal samych zdawkowych odpowiedzi. W sumie moze trudno mu sie dziwic..w koncu widzial nas po raz pierwszy.

Ktoregos wieczoru wybralismy sie na zakazane przez rzad przedstawienie Mustache Brothers. Jest to trzech braci, ktorzy odsiedzieli po 7  lat w wiezieniu za robienie zartow z panujacej wladzy.  Przyszlismy na miejsce o umowionej godzinie,  wtedy ktos zaprowadzil nas do starego garazu, gdzie owe przedstawienia sie odbywaly. Mimo, ze zadbano o stworzenie konspiracyjnej atmosfery to jednak tresc przedstawienia byla... zupelnie inna niz sie spodziewalismy.  Byly tance, neutralne zarciki... nic antyrzadowego.

Jezeli chodzi o podrozowanie po Birmie to jest kilka sposobow. Mozna jechac pociagiem za astronomiczne kwoty. Za te pieniadze mozna by leciec z Warszawy na ksiezyc i z powrotem :) Inna opcja sa lodzie, ale te sa i bardzo drogie i bardzo wolne. Ostatnia opcja, malo wygodna i najmniej droga sa autobusy. Autobusy bardziej pelnia funkcje TIRow niz przewozu osob. Ludzi wozi sie tu jakby przy okazji. Caly luk bagazowy i polowa foteli wewnatrz sa zawalone jakimis worami i paczkami z towarami do transportu. Birmanczycy sa jednak na tyle spolegliwi i nie potrafia sie sprzeciwic, ze zupelnie nic im to nie przeszkadzalo. Ciekawe jest to, ze w Birmie maja platne autostrady. Sa po 2 pasy w kazda strone, ale zupelnie puste... nie ma praktycznie samochodow. Na calej trasie byly tylko 2 miejsca gdzie mozna bylo sie zatrzymac. W jednym z miejsc Karol chcial kupic cos do jedzenia i zapytal jaki to smak. W odpowiedzi uslyszal "400",  byl tez smak "500" :)

Przygotowania do przezycia w Birmie :) Zestaw awaryjnego jedzenia: banany, szproty, tajskie zupki chinskie, sardynki, lichee, chipsy, rum i cola. Dodatkowo kadzidelka, zeby zapach w pokojach byl przyjemniejszy :)
 Durian - krol owocow. Naszym zdaniem smak cebuli o konsystencji surowego miesa...
 Klejacy ryz na slodko.
 Lokalne przysmaki :/

 Zgadnijcie co to?
 Nerki, serca, penisy, jelita, plucka, uszy, ryje i inne przysmaczki :/ Cieszcie sie, ze nie da sie zalaczyc do bloga zapachow.
Suszenie jelit.....
 Wszystkie stoliki i krzesla sa tu chyba z Disneylandu :)
Uliczny sklep miesny.
 Frutti di mare :)

 Warzywniak :)

 ...
 Za to banany byly pycha. Bardzo slodkie :)

  Koniki polne na wage. Smazone w glebokim tluszczu. Tego NIE probowalismy...
Sprawca zamieszania.
 Ofiara z oscia w gardle.
 Publiczny wodopoj - kubeczek na sznurku to dobro wspolne :) Ciekawe czy zainspirowali sie "Misiem" :)
 Wodopoj w wersji grupowej.
 Sule Paya - jedna z wielu tysiecy swiatyn buddyjskich w okolicy.


 
 

 Shwedagon Pagoda - kolejna swiatynia, ta byla ogromna, porownywalna rozmiarem do Jasnej Gory.


Na kazdym budynku byl jezyk z anten. Dlaczego...po co te anteny... nie wiemy.
 Jedna z glownych ulic w Yangoonie (stolicy).
W Mandalay byl palac otoczony kilkunastometrowej szerokosci mokra fosa. Teren zajety przez wojsko i osiedla mieszkalne dla ich rodzin. Wjazd tylko przez strzezona brame, zakaz fotografowania i tablice nie pozwalajace o tym zapomniec....

  Palac krolewski.


 Stan drog w Myanmar. Wyglada jak po trzesieniu ziemi.
  Naprawa i skup/sprzedaz maszyn do szycia.

Port.
 Pilka siatkowa rozgrywana nogami.... Szacun!
 Tradycyjne malunki na twarzach.
 VICTORIA!
 Moustache Brother w tradycyjnej spodniczce - longyi.
 Partyjka w szachy.

 Twarze birmanskie.



 Partyjka w warcaby kapslami :)
 Zycie mnicha...

 Transport publiczny nie nalezal do ekskluzywnych.
  Siesta...

 W Azji napoje pije sie z torebek, a nie z kubkow.
 Obywatelu! Rzad dba o Twoja kondycje! Cwicz!
Stol wigilijny :)

 Szopka w kosciele katolickim.


16 komentarzy:

  1. Wysokie ceny o których piszecie dotyczą turystów czy takie same są również dla Myanmarczyków (!? - jest już nowe słowo czy Birmańczyk jest poprawne?)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wysokie ceny dotycza wszystkich. Bardzo duza inflacja powoduje ciagly wzrost cen. Ceny na wszystko sa ustalone odgornie i w zasadzie nie ma pola do negocjacji. No moze tylko w taksowkach probowali nas naciagac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam z tego wyciągnąć wniosek że w Birmie nie pozostaje nic innego jak siedzieć tam gdzie się urodziło i pić? LM

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba cos w ten desen... Mobilnosc ludzi jest znikoma. Za to ceny alkoholu temu sprzyjaja. Importowany alkohol w Birmie jest tanszy niz w miejscu produkcji (byc moze podrabiaja?).

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądamy Karolinko wasze podróże, które są bardzo ciekawe i życzymy dalszych przygód i wspaniałych wrażeń.

    Pozdrawiamy ciocia Wanda
    i wujek Janusz

    OdpowiedzUsuń
  6. a jednak sa gdzies gorsze drogi niz w Polsce..
    sista

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak ogólnie to warto się było wybrać do Birmy? Bo nie jestem pewny po tym co tutaj przeczytałem. Dorzucilibyście jakieś fotki z miejsc w którym w stolicy nocowaliście? LM

    OdpowiedzUsuń
  8. te kuraki rzeczywiscie wygladaja nieciekawie.. ze juz nie wspomne o suszonych jelitach czy zmazonym ryjku.. :O
    Grzes z oscia w gardzieli sciska za serce..
    tylko ja sie pytam.. gdzie sa zdjecia Karola??
    ew.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystkie zdjecia sa Karola :) W sensie Karol jest autorem, a poniewaz nie dzieli sie aparatem to i nie ma zdjec :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciociu Wandziu i wujku Januszu- bardzo dziekujmy za cieple slowa :)

    Ew.. to nieprawda,ze mu nie chce dawac aparatu- Grzegorzowi nie chce sie po prostu robic fotek..

    Lukasz..czy warto jechac? Trudno powiedziec, mamy mieszane uczucia..klimat jest jedyny w swoim rodzaju, ale rowniez bylo to jedyne panstwo, gdzie panuje rezim militarny w ktorym bylismy..zdjec w pokojch nie robilismy- ale chetnie poopowiadamy wiecej po powrocie :)

    Ew..jellita,ryjki i inne czesci ciala byly obrzydliwe...i jeszcze gorszy zapach z siebie uwalnialy..a Grzes z oscia byl bardzo biedny..w koncu bylismy w Birmie! W razie czego,gdyby sie okazalo,ze ta osc dalej tkwi i nie mozna byloby jej wyjac, gotowi bylismy natychmiast wracac do Bangkoku...wierz mi,ze szpital birmanski robi kolosalne wrazenie....

    OdpowiedzUsuń
  11. A dlaczego nie chcieliście koników polnych???
    I już nie mogę się doczekac opowieści po Waszym powrocie:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlatego,ze nie mielismy przy sobie nici dentystycznych! I co bysmy zrobili z nogami miedzy zebami? ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochani,
    Mniej szpitali, więcej słoni! Tego Wam gorąco rzyczymy do końca wyjazdu :)
    Nie muszę dodawać, że z każdym zdjęciem nienawidzimy Was jeszcze bardziej niż przed wyjazdem :P
    Buziaki od całej naszej paki!
    Pa!

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzieki Domino:) my tez Was uwielbiamy i cala pake goraco pozdrawiamy :) (patrz jak sie zrymowalo.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. wiecej wpisow, wiecej zdjec!

    OdpowiedzUsuń